Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/436

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 432 —

dopiero żyje ona w dostatku — i że ma za sobą, wpływy senatora Fairmounta.
Po drugie, zapominasz pan o mnie.
Jestem obecnie, co prawda, w dyabelnych tarapatach (przez pana barona! — słowo honoru) i chcę z nich jakoś wyjść.... Ta sprawa, tak pięknie przez nas zaczęta, a dotąd jeszcze nie ukończona, posłuży mi do tego za środek. To sobie powiedziałem, jeszcze siedząc za żelaznemi kratkami.
Obmyśliłem wszystko, jak się należy....
Nie zechcesz mi pan baron zapłacić! — zapłaci ona.... Czem? Pieniędzmi, które się w głębi tej sprawy bądź co bądź ukrywają. Czy zechce zapłacić? — I owszem.... jeśli jej powiem, kto był mordercą woźnego Caseya i złodziejem bankowym z przed 20tu z górą laty.
A powiem jej krótko, że złoczyńcą tym był baron Albert von Felsenstein (z całym tuzinem innych przydomków i tytułów), szlachetny i możny pan, głowa rodu tak wspaniałego, jakiemu równego niema w całych Niemczech.
Powiem, że to on był w New Orleans owym maronem Adalbertem, o którym wspomina rękopism nieboszczyka Śląskiego.
Powiem, że ten sam możny pan już podczas bytności panny Śląskiej w Ameryce nastawał na jej życie i cześć przez płatnych zbójów.
Powiem — i dowiodę.
W ogóle, choćby mi się i ten plan z jakichkolwiek racyj nie udał, nie dam za wygranę. Nie pozwolę, ażebyś pan przewracał się na puchach,