Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/414

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 410 —

nie zmienione. Państwo Fairmount na ostatni tydzień karnawału opuszczą swą plantacyę i przybędą do New Orleanu. Na Mardi Gras na pewno tnożna ich tu będzie widzieć....“
Nie zwlekałem dłużej.
Zapakowałem się; napisałem dwa słowa memu wspólnikowi, co ma robić z fabryką — i wyjechałem.
Wróciłem — i cóż ztąd?... Widziałem ją. Wspanialsza, niż kiedykolwiek: istny posąg smutku. Com na tem skorzystał? Niepokój wewnętrzny, którego ułagodzić nie jest w sta nie nawet obecne pisanie, zazwyczaj tak mi skuteczne, gdy mam na sercu jaką troskę.
Rzucam pióro.
.... (W parę dni później}. — Miałem dzisiaj przykry sen. Śnił mi się Mallory, ten mieszaniec słonia z tygrysem, ten zbrodniarz bez wyrzutów sumienia; śnił mi się na tle pożogi i zapadających się gmachów fabrycznych i porwanych ciał ludzkich, wylatujących w powietrze, jak wtenczas...
Ten sen mnie zmęczył.
Mówiłem o tem dziś rano Jenningsowi. Śmiał się — i odpowiedział, że zapewne wczoraj wieczorem jadłem zbyt twardy befsztyk.
Być może. W każdym razie ten człowiek jest moją zmorą. Zbrodnia jego, spełniona tam w „Excelsior Works” przed dwoma i pół laty, nie daje mi spać. Zdaje mi się, że sam