Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/374

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 370 —

woż zbyt silna. Wyrywał się z rąk Homiczowi, mocował się z nim prawie. Przytem zamieniali ze sobą krótkie, urywane zdania.
— Na Boga, co robisz?
— To żmija... zmiażdżę ją.
— Zaklinam cię na wszystko, co najświętsze.... Powstrzymaj się!
— Strzelał do mnie....
— Ależ on bezbronny, to zbrodnia!
— Och, ileż on zbrodni popełnił....
Połubajtys szarpał się w objęciach Homicza, jak szalony... Twarz mu krwią zaszła. Trudno go było utrzymać.
Homicz rzekł wreszcie głosem pełnym powagi i smutku:
— Janie! Zaklinam cię na twoją żonę, na dziecko twoje, które lada dzień przyjdzie na świat....
To zaklęcie poskutkowało w jednej sekundzie.
Litwin zbladł, jak płótno.... oczach pokazały się mu łzy. Z dłoni wypadło mu ciężkie żelazo i zabrzękło o metalową podłogę.
Chciał się rzucić na szyję Homiczowi; ale ten rzekł mu krótko:
— Nie czas na czułości.... Chodź, bracie.
Połubajtys szedł za nim posłuszny.