Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 325 —

się pod ręce nawinął. — Był to przypadkowo gruby Harald, Szwed.
— Ty będziesz chorążym! — rzekł mu.
Harald był uszczęśliwiony tem odznaczeniem, Wywijał czarną szmatą w powierzu — i wołał:
— Naprzód, naprzód!....
Tymczasem Szymek krzątał się energicznie. Potrzeba było pochodni do oświetlania drogi.... Ci i owi szukali sobie jakiejś broni. Wreszcie sformowano się.
Gromada wyruszyła.
Maszerowano środkiem ulicy, gromadnie. Przodem szedł potężny Harald, machając swą chorągwią i wrzeszcząc. Za nim waliła gromada, z pałkami, kijami i pochodniami. Migotliwe, ostre światło smolnych drzazg oświetlało twarze, czerwone od napływu krwi, oczy rozszerzone od złości, wykrzywione wargi. Dwóch czy trzech ludzi miało fuzye, kilku potrząsało rewolwerami, inni mieli siekiery w ręku. Pomiędzy mężczyznami były i kobiety: wyglądały one, jak furye.... Mężowie i bracia kazali im iść do domów, a one słuchać nie chciały. Gnała je razem z innymi — ciekawość i namiętność.
Szła ta gromada, hucząc i wrzeszcząc.
Naprzód wysforowało się jakichś dwóch malców, jeden z trąbką, drugi z bębnem i próbowali przygrywać pochodowi.... Odgłosy