Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 306 —

— O, miejsce mam już przygotowane.... trzeba panu wiedzieć, że tam w górach, na północ od Beaver Creek, w dzikiem ustroniu, dokąd chyba dyabli mogą kogo zapędzić, mieszka mój kum.... Yes, sir! nie trzeba się śmiać — mój kum. Nazywa się Szymulis, Litwin. Podobno w starym kraju, przed 30tu laty, był skazany na całe życie na katorgę i zdołał uciec.... Przywlókł się tu do Pennsylvanii i zapadł w najdziksze zakąty gór. Ludzi nie lubi, a i z tutejszą amerykańską sprawiedliwością ma podobno grube porachunki.... Mieszka już w tamtych dziurach od jakich lat 25ciu razem z jakąś rudą megerą, Ajryszką, którą sobie tutaj w Ameryce zkądś wynalazł — i dochowali się już trzech synalów, chłopów, jak dęby. Mieszkają w lecie w chałupinie z logs’ów, w zimie w jaskini. Trochę polują, trochę ryby łowią, trochę kradną.... a niekiedy nawet, w razie potrzeby, rozbijają.... i żyją sobie, jak się da.... Dyabeł ich nie potrafi znaleźć, tak się zaszyli w debry.
— No, no — mruknął Kaliski — romantyczna historyjka, tylko opowiadaj ją prędzej, bo jak wiesz — nie mam czasu.
I spojrzał na zegarek.
— Tedy, coś temu — ciągnął dalej Szymek — wypadek zdarzył, że się poznałem z Szymulisem... Oddałem mu nawet jakąś przysługę. Zresztą wisielec z wisielcem łatwo się zapozna i zaprzyjaźni... Tak i ów