Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 250 —

Kaliski alias Henry B. Smith nie odwrócił się wcale i nie oderwał od pracy. Widocznie oczekiwał na kogoś i sądził, że ten ktoś wszedł do pokoju. Rzucił tylko przez plecy jeden wyraz po moskiewsku:
Saditieś (siadaj pan).
I pisał dalej.
Szczepan zatrzymał się pośród pokoiku. A więc tak! — jego przypuszczenie się sprawdziło. To Kaliski. Co teraz? Fala myśli uderzyła Szczepanowi do głowy.... Cały obrócił się we wzrok — i patrzył na biurko Kaliskiego. Przed nie domyślającym się jego obecności szpiegiem leżały na stole jakieś zwitki papierów, ściągnięte gumkami, portfel safianowy z listami — wreszcie papier listowy, na którym ten obywatel przed chwilą zaczął coś pisać. To dokumenta — w nich może być wszystko! Serce uderzyło Szczepanowi głośno. Nic nie mówiąc, zbliżał się powoli ku siedzącemu przy biurku. Głoski listu, które tamten szybkiemi ruchami ręki kreślił, stawały mu się coraz widoczniejszemu Było to pismo niemieckie.
Homicz czytał przez ramię Kaliskiego, co następuje (słowa listu podajemy w polskim przekładzie):

„X.,.... lipca 188....

Wielmożny bar. Albert v. Felsenstein.

Berlin.

Trafiłem znów, stosownie do poleceń Waszej Wielmożności, na ślad wiadomej osoby. Może się