Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 113 —

W tej chwili Morski zrywa się z miejsca, jak na sprężynach.
— Do piekła z tem wszystkiem! — woła.
I jednym zamachem ręki zmiótł stojące na stole butelki piwa oraz kieliszki z wódką i sherry....
Brzęk tłuczonego szkła wywołuje sensacyę.
Trunki rozlały się po podłodze. Szczątki butelek i kieliszków zaścielają ziemię..... Przybiegli kelnerzy. „Dr.” Gryzitiski podniósł głowę.
— Co to? — pyta.
A stary Morski do kelnerów:
— Sprzątnąć to.... płacę. A teraz szampana mrożonego.... dla wszystkich szampana!
Twarz ma wykrzywioną; oczy — szeroko rozwarte.
Kelnerzy stanęli, niepewni, co robić. Mordki tymczasem jest coraz więcej podniecony. Woła:
— Co!.... Myślicie, że stary Mill.... — ogląda się dokoła i pyta: — Kto powiedział Miller?... kto?.... ja jestem Morski... Morski! rozumiecie, do stu tysięcy szatanów.... Czy myślicie, że stary Morski nie ma pieniędzy? Patrzcie....
Prawie rozdarł surdut na piersiach — i Wyjął grubo naładowany pugilares.
Rzucił dwie studolarówki na stół.