Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 106 —

Poszukał teraz oczyma smutnych, poczciwych oczu Cierzana. O! ten nie może być chyba złym człowiekiem. Zrozumieli się oczy ma.
Trzeba już pójść do domu.
Lecz nie zawsze się tak czyni, jak się zamierza. W tej chwili nastąpił wypadek, który zmienił plany kompanii na noc całą.
Do izby restauracyjnej wpadł jeden z „chłopców”, który wyszedł przed chwilą na ulicę, aby wypalić swobodnie papierosa. Machał ogromnie rękoma — i wołał:
— Morski!.... Stary Morski idzie. Będzie biba!
Słowa te zelektryzowały całe towarzystwo. Wszyscy powstawali z miejsc.... Na twarzach zapanowało ożywienie. „Trusia” kwiczał teraz rozpaczliwemi jękami prosięcia, któremu (jak objaśniał) ciotka z trojgiem dzieci — umarła na cholerę.

V.

Kto był ów Morski, powód tak ogromnej sensacyi?
Zaraz odpowiemy.
Była to postać istotnie niezwykła. Od lat dziesiątka znano go już w New Yorku. Zwykł był tu ukazywać się raz lub dwa na rok w odstępach nieregularnych. Niekiedy bywał częściej; kiedyindziej znikał na czas dłuższy.