Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 104 —

Ale w tej chwili wynikła burza. Dosłyszano ostatnie słowa.
— Co! — ryknął tragiczny „Jumbo” w złotych okularach — Cierzan chce nam uprowadzić szlachetnego „grynhorna“....
— Porwać!
— „Kidnapować!” — dorzucił Antek, zwany „Kubkiem”, który już od 6ciu lat studyował medycynę — bez skutku.
— Na pohybel mu! — wydeklamował „prof.” Bombaliński, dyrektor orkiestry in partibus infidelium, a „Trusia” udawał teraz (podług własnego komentarza) chrząkanie wściekłego nosorożca, któremu dopiero co wypiłowano ząb.
Burzę tę wnet uspokoił „szlachetny grynhorn“ (inaczej Homicz), oświadczywszy publicznie, że towarzystwa w tej jeszcze chwili opuszczać nie myśli.
Przyniesiono piwo.
Rozmowa potoczyła się na nowo. Dr. Gryziński pytał Homicza o szczegóły podróży. Naturalnie głównym przedmiotem opowiadania Szczepana była przygoda z Duńczykiem. Wywoływała ona głośne okrzyki zdumienia. Wreszcie Szczepan wspomniało owym dystyngowanym podróżnym z 2iej klasy, który nosił dźwięczne imię „Bolo L. Kaliski“.
— Co!.... ten stary łobuz znów przyjechał do Ameryki? — zawołał ktoś z obecnych.