BORKMAN. Jakiegoż jedynego?
ELLA RENTHEIM. Erharda, naturalnie.
BORKMAN. Erharda?
ELLA RENTHEIM. Twego Erharda, twego syna.
BORKMAN. Czyż on ci rzeczywiście tak bardzo przypadł do serca?
ELLA RENTHEIM. Inaczéj, dlaczegóżbym go brała do siebie i wychowywała, dopóki tylko mogłam. Dlaczegóż?
BORKMAN. Sądziłem, żeś to czyniła z miłosierdzia, jak i wszystko inne.
ELLA RENTHEIM (z gwałtowném podnieceniem). Z miłosierdzia, mówisz? ha! ha! Nie czułam żadnego miłosierdzia od czasu, jak-eś mnie porzucił. Wprost odczuwać go nie mogłam. Jeśli do mojej kuchni przyszło biedne, zgłodniałe dziecko, prosząc zziębłe i drżące o trochę strawy, zostawiałam je opiece kucharki, a nigdy nie miałam ochoty wziąć saméj to dziecko, ogrzać je u mego ogniska i cieszyć się widokiem rozradowanego oblicza, kiedy siedziało w cieple i jadło do syta.
A jednak taką nigdy nie byłam w młodości, przypominam to sobie doskonale. Ty winien jesteś tej pustce, jaka stała się we mnie i wkole mnie.
BORKMAN. I jeden Erhard stanowił wyjątek?
ELLA RENTHEIM Tylko twój syn. Zresztą pustka, obojętność względem wszystkiego, co żyje. Tyś pozbawił mnie radości i szczęścia, jakie jest udziałem matek, a także trosk i łez macierzyńskich.
I wiesz, była to dla mnie najdotkliwsza strata.
BORKMAN. Tak sądzisz, Ello?
ELLA RENTHEIM. Kto to wié? Należały mi się przynajmniéj troski i łzy macierzyńskie (ze wzrastającą gwałtownością.) Ale zrazu nie mogłam się jeszcze z moją stratą pogodzić. Potém wzięłam do siebie Erharda, zdobyłam sobie jego ufne, gorące, dziecięce serce — aż do dnia... Och!
BORKMAN. Aż do dnia?
ELLA RENTHEIM. Dopóki jego matka... — mówi o matce wedle ciała — nie odebrała mi go.
BORKMAN. On z pewnością rad cię porzucał, jechał do miasta.
ELLA RENTHEIM (łamiąc ręce). Tak, ale wiész, ja już nie mogę znieść tego opuszczenia, téj pustki, téj utraty serca twego syna.
BORKMAN (którego oczy nabrały nienawistnego wyrazu). Hm! tego serca z pewnością nie utraciłaś, Ello. Kobieta, która tu pode mną mieszka, niełatwo zdobędzie czyje serce.
ELLA RENTHEIM. Utraciłam Erharda i ona go sobie zdobyła.
Albo téż może kto inny... Widać to wyraźnie z listów, które do mnie czasem pisuje.
BORKMAN. Przyjechałaś więc, ażeby go do siebie zabrać?
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/765
Wygląd
Ta strona została przepisana.