Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/732

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
(Panna Ella Rentheim wchodzi do pokoju; jest do siostry podobna, ale twarz jéj cierpiąca niema nic surowego. Widać na niéj ślady wielkiej piękności. Bujne włosy falisto obejmujące czoło, są zupełnie białe. Ma na sobie czarną aksa­mitną suknię, takiż kapelusz i płaszcz futrem podszyty. Siostry stoją przez chwilę naprzeciw siebie, przypatrując się sobie badawczo. Każda z nich zda­je się czekać, aż druga przerwie milczenie).

ELLA RENTHEIM (stojąc niedaleko drzwi). Tak, Gunildo, jesteś zdzi­wiona, widząc mnie tutaj.
PANI BORKMAN (stając nieporuszona miedzy stołem a kanapą, opiera się końcem palców na stole). Czyś się nie pomyliła? Jak wiesz rządca mieszka w bocznéj oficynie.
ELLA RENTHEIM. Nie z rządcą chciałam się dziś widziéć.
PANI BORKMAN. Więc masz interes do mnie?
ELLA RENTHEIM. Tak jest, muszę z tobą pomówić.
PANI BORKMAN (podchodząc do niéj). W takim razie—siadaj.
ELLA RENTHEIM. Dziękuję, mogę stać przez tę krótką chwilę.
PANI BORKMAN. Jak chcesz. Zdejm przynajmniéj okrycie.
ELLA RENTHEIM (odpinając płaszcz). Tak, bo tu jest bardzo gorąco.
PANI BORKMAN. Ja marznę zawsze.
ELLA RENTHEIM (patrzy na nią przez chwilę opierając się rękoma na poręczy fotelu). Gunildo, niedługo lat ośm upłynie od chwili, gdy widziałyśmy się po raz ostatni.
PANI BORKMAN (zimno). Przynajmniéj od chwili, kiedy mówiły­śmy z sobą.
ELLA RENTHEIM. Tak, od chwili gdy mówiłyśmy z sobą, bo wi­dywałaś mnie zapewne niekiedy w czasie moich dorocznych obo­wiązkowych bytności tutaj u rządcy.
PANI BORKMAN. Raz czy dwa, zdaje mi się.
ELLA RENTHEIM. Ja widziałam cię ukradkiem parę razy przez okno.
PANI BORKMAN. Zapewne przez firankę, musisz mieć dobre oczy. (Zimno i ostro). Kiedyśmy jednak ostatni raz z sobą mówiły—było to tutaj w tym pokoju.
ELLA RENTHEIM (wymijająco). Wiem o tém, Gunildo.
PANI BORKMAN (stanowczym, ale zniżonym głosem). Było to na ty­dzień, zanim on—dyrektor banku, został wypuszczony na wolność.
ELLA RENTHEIM (idąc na przód sceny). Niezawodnie, niezawodnie! Téj godziny nie zapomnę nigdy. Ale to tak przygnębiające, że o tém myśleć nie można. Dość przez jedną chwilę zastanowić się nad tém—Och!
PANI BORKMAN (głucho). A jednak wkoło tego jednego tylko, mo­ja myśl krąży nieustannie. (Z wybuchem załamując ręce). Nie, ja, tego nie rozumiem, nie zrozumiem nigdy w życiu. Nie jestem w stanie po­jąć, że coś tak okropnego może spaść na rodzinę. Pomyśl