SOLNESS. Tak, najróżnorodniejsze dyabliki. O nie, zaraz to uczułem, że On nie był ze mnie zadowolony (tajemniczo). To właśnie była przyczyna, dla któréj dozwolił na pożar starego domu.
HILDA. To była przyczyna?
SOLNESS. Jakto, nie rozumiesz tego? On chciał dać mi sposobność zostania prawdziwym mistrzem w moim zawodzie, bym stawiał mu pyszniejsze kościoły. Z początku nie pojmowałem Jego woli, ale potém, nagle, rozjaśniło mi się w myśli.
HILDA. Kiedyż to było?
SOLNESS. Kiedym budował kościelną wieżę w Lysanger.
HILDA. Zaraz to sobie pomyślałam.
SOLNESS. Bo widzisz, Hildo, tam, w obcém mieście, tam mogłem swobodnie dać pole moim subtelnym pomysłom, wtedy to zrozumiałem jasno, dlaczego On zabrał mi dzieci. Uczynił to, ażeby mnie nic innego nie wiązało, ani szczęście, ani miłość. Miałem być tylko mistrzem budowniczym — niczém inném i moje całe życie miałem poświęcić, aby dla Niego budować (śmieje się). Ale z tego nic nie było.
HILDA. Cóż uczyniłeś?
SOLNESS. Zrazu badałem i probowałem samego siebie.
HILDA. A potém?
SOLNESS. Potém, czyniłem to, co niepodobne. Ja także jak On.
HILDA. Niepodobne?
SOLNESS. Nigdy dotąd nie byłem w stanie wysoko i swobodnie dźwignąć się na wyżyny. Ale w tym dniu mogłem to uczynić.
HILDA (zrywając się). Tak, tak, mogłeś.
SOLNESS. I gdym stanął na szczycie i wieszałem wieniec na chorągiewce, powiedziałem mu: „Teraz, słuchaj mnie, Ty potężny! Od dzisiaj będę swobodnym budowniczym. Sam będę sobie panem, jak Ty jesteś. Nigdy więcéj nie będę ci stawiał kościołów, tylko mieszkania dla ludzi.”
HILDA (z błyszczącym wzrokiem). To był śpiew, jaki słyszałam tam w górze.
SOLNESS. Potém jednak przyszła woda na Jego młyn.
HILDA. Cóż to ma znaczyć?
SOLNESS (patrzy na nią znuiony). Budować mieszkania dla ludzi to nie warte trzech groszy, Hildo.
HILDA. Tak wyrokujesz teraz.
SOLNESS. Teraz widzę to dobrze. Ludzie wcale nie potrzebują domowych ognisk. Przynajmniéj nie znajdują w nich szczęścia. Ja także nie potrzebowałbym takiego domu — gdybym go miał nawet (z gorzkim uśmiechem). Oto co widzę, patrząc w przeszłość. Nic nie
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/670
Wygląd
Ta strona została skorygowana.