Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

JAN. I ja to muszę słyszéć z twoich ust? Marto, czyż nigdy brat twój?..
PANNA BERNICK. Cóż mój brat?
JAN. Czy on nigdy... no... to jest czy nikt nigdy nie powiedział jakiego słówka na moje uniewinnienie?
PANNA BERNICK. Ach! Janie, znasz przecież surowe zasady Ryszarda.
JAN. Hm!... tak, tak, znam ja dobrze surowe zasady mego dawnego przyjaciela, Ryszarda... Ale cóż z tego! No, mówiłem z nim i zdaje mi się, że jego poglądy zmieniły się w niejednéj rzeczy.
PANNA BERNICK. Jak możesz tak mówić? Ryszard pozostał zawsze człowiekiem niepospolitym.
JAN. Rozumiałem to trochę inaczéj, ale dajmy temu pokój... Hm! pojmuję teraz, w jakiém mnie świetle widziałaś. Oczekiwałaś powrotu marnotrawnego dziecka.
PANNA BERNICK. Słuchaj, Janie, powiem ci, w jakiém cię świetle widziałam (wskazuje mu coś w ogrodzie). Widzisz to dziewczę, które bawi się na trawniku z Olafem. To Dina. Czy pamiętasz ten niezrozumiały list, jaki do mnie przy wyjeździe pisałeś? Prosiłeś mnie, bym miała do ciebie zaufanie, i ja ufałam ci, Janie. Wszystko złe, które sobie tu potém opowiadano, mogło być skutkiem chwilowego obłędu, zostało spełnione bez namysłu.
JAN. Nie rozumiem cię...
PANNA BERNICK. O, rozumiesz mnie dobrze.. Tylko lepiéj to przemilczmy. Musiałeś jednak odjechać, by nowe życie rozpocząć... Więc widzisz, Janie, ja, twoja towarzyszka od dzieciństwa, zajęłam tu twoje miejsce. Obowiązki, których nie spełniałeś, a raczéj spełniać nie mogłeś, ja wzięłam na siebie. Mówię ci to, ażebyś w tym względzie nic sobie nie wyrzucał. Ja byłam matką dla biednego dziecka, wychowałam je, jak mogłam najlepiéj.
JAN. I na to zmarnowałaś swoje życie?
PANNA BERNICK. Nie zmarnowałam go, tylko ty, Janie, późno wróciłeś.
JAN. Marto!.. gdybym mógł ci powiedziéć... Niechże przynajmniéj podziękuję ci za twą wierną przyjaźń.
PANNA BERNICK (uśmiecha się z przymusem). Hm!... Powiedzieliśmy sobie wszystko wzajemnie... Cicho, ktoś nadchodzi! żegnaj... teraz nie mogę (wychodzi drzwiami w głębi na lewo. Z ogrodu wchodzi panna Hessel z panią Bernick).
PANI BERNICK (jeszcze w ogrodzie). Na miłość boską, Lono, co się z tobą dzieje?
PANNA HESSEL. Puść mnie, powiadam ci, muszę z nim mówić.