ELLIDA (spogląda na niego drżąca). Jakto! wszystko skończone, na zawsze?
OBCY (z ukłonem). Wtedy nic nas nie pojedna, Ellido. Ja nigdy tu już nie wrócę. Nie zobaczysz mnie więcéj, nie usłyszysz o mnie. Będę dla ciebie umarłym.
ELLIDA (oddychając ciężko). Och!
OBCY. Zastanów się więc dobrze nad tém, co uczynisz. Bywaj zdrowa (przechodzi przez płot, zatrzymuje się i mówi). Tak, Ellido, bądź jutro gotową do drogi. Przyjdę po ciebie. (Odchodzi zwolna i spokojnie na prawo).
ELLIDA (patrzy chwilę za odchodzącym). Dobrowolnie, tak powiedział! Wyobraź sobie, mam z nim dobrowolnie popłynąć. Tak powiedział.
WANGEL. Bądź spokojna. Już go niéma. Nie zobaczysz go nigdy więcéj.
ELLIDA. Ach! jakże możesz tak mówić? Przyjdzie jutro wieczór.
WANGEL. Niech sobie przychodzi, ciebie w żadnym razie nie znajdzie.
ELLIDA (potrząsając głową). Nie myśl tylko, żebyś mógł mu przeszkodzić.
ELLIDA. Ależ najdroższa, spuść się na mnie.
ELLIDA (zamyślona nie słuchając). Gdy tu będzie jutro? I gdy potém z parowcem na morze popłynie...
WANGEL. To cóż?
ELLIDA. Chciałabym wiedziéć, czy już nigdy... nigdy więcéj nie wróci.
WANGEL. Nie, droga Ellido, możesz być o to spokojna. Pocóżby wracał? usłyszał przecież z twoich własnych ust, że nie chcesz o nim słyszeć. A zatém wszystko skończone.
ELLIDA (sama do siebie). Jutro więc, albo nigdy.
WANGEL. A gdyby przypadkiem się tu zjawił...
ELLIDA (zdumiona). To i cóż?
WANGEL. Jest w naszéj mocy uczynić go nieszkodliwym.
ELLIDA. Nie wierz temu.
WANGEL. Powiadam ci, że to jest w naszéj mocy. Gdyby nie było innego sposobu zapewnić ci spokoju, to niechby odpokutował za morderstwo kapitana.