JADWIGA. Czy téż jeszcze są przy stole?
GINA. Bóg to wié, ale być może.
JADWIGA. A jakie tam dobre rzeczy ojciec jeść będzie na tym obiedzie! Niezawodnie wróci do domu wesoły, zadowolony. Prawda, mamo?
GINA. Gdybyśmy mu jeszcze mogły powiedzieć, żeśmy odnajęły ten pokój!
JADWIGA. Ale tego powiedziéć nie możemy.
GINA. Ach! byle go się tylko odnajęło! Jest zupełnie bezużyteczny.
JADWIGA. Ojciec i tak dziś będzie w dobrym humorze, to kiedyindziéj pomówimy o pokoju.
GINA (patrząc na nią). Lubisz ojcu coś pomyślnego powiedziéć, kiedy wieczorem powraca do domu.
JADWIGA. Naturalnie, bo ojciec się rozwesela.
GINA (zamyślona, sama do siebie). Prawda.
GINA (zwracając się nawpół ku niemu). Czy ojciec chce czego z kuchni?
EKDAL. Chciałem; ale siedź, siedź. (wychodzi).
GINA. Czy nie rozgrzebuje żarzących węgli? (po chwili). Jadwiniu, zobacz-no, co on robi.
JADWIGA. Niesiesz, dziadku, gorącą wodę?
EKDAL. Potrzebna mi; muszę pisać, a atrament mi zasechł.
GINA. Zjédz wprzód kolacyę, ojcze; jest gorąca.
EKDAL. Nie chcę kolacyi. Śpieszę się bardzo. Niech nikt nie zagląda do mego pokoju — nikt wcale. (Idzie do swego pokoju, Gina i Jadwiga spoglądają na siebie).
GINA (po cichu). Czy masz pojęcie, skąd ma na to?
JADWIGA (po cichu). Pewno dostał co od Groberga.
GINA. Nie; Groberg zawsze tu odsyła pieniądze.
JADWIGA. Musiał gdzie dostać butelkę na kredyt.
GINA. Biedny stary ojciec, nikt mu nie pokredytuje.
GINA (odkłada robotę i wstaje). Co? Jużeś powrócił?
JADWIGA (zrywając się jednocześnie). Jesteś, ojcze?
HIALMAR (zdejmując kapelusz). Większa część osób się rozeszła.
JADWIGA. Tak wcześnie?
HIALMAR. Przecież to był obiad. (zdejmuje palto).
GINA. Pomogę ci.