i ty zawsze trzymaliście z sobą. Ona-to od samego początku odwracała twoje serce ode mnie.
GRZEGORZ. Odwracało je to wszystko, co ona znieść i wycierpiéć musiała, aż wreszcie skończyła w tak opłakany sposób.
WERLE. Nie miała do zniesienia nic, a przynajmniéj nie więcej od innych. Ale z choremi, wyegzaltowanemi istotami niepodobna dać sobie rady. Ja także przekonałem się o tém. A teraz ty przychodzisz z podobnemi przypuszczeniami, odgrzebujesz dawne pogłoski i oszczerstwa przeciwko własnemu ojcu. Wiesz, Grzegorzu, zdaje mi się, iż w twoim wieku mógłbyś się zająć czémś pożyteczniejszém.
GRZEGORZ. Tak, byłby już czas po temu.
WERLE. Może téż wówczas miałbyś swobodniejsze usposobienie, niż teraz. Do czego cię to doprowadzi przesiadywać rok za rokiem w fabryce, jak najzwyklejszy kantorzysta, i nie chciéć nawet przyjąć grosza po za miesięczną pensyę. To czyste szaleństwo!
GRZEGORZ. Gdybym tylko był pewny...
WERLE. Rozumiem cię doskonale. Chcesz być niezależnym, nie chcesz mi być nic winien. Otóż teraz masz właśnie ku temu sposobność. Możesz stać się pod każdym względem niezależnym.
GRZEGORZ. Jakim sposobem?
WERLE. Pisałem ci, że jesteś tutaj koniecznie potrzebny...
GRZEGORZ. Czegóż właściwie ode mnie żądasz? Czekam cały dzień, aby się o tém dowiedzieć.
WERLE. Mam zamiar przypuścić cię do współki w moim interesie.
GRZEGORZ. Ja mam wejść do twojéj firmy, być twoim wspólnikiem?
WERLE. Tak; nie potrzebujemy jednak dlatego być razem. Ty mógłbyś tu w mieście prowadzić interesa, a ja osiadłbym przy fabrykach.
GRZEGORZ. Więc tego chciałeś?
WERLE. Widzisz, nie mogę już tak pracować, jak dawniéj. Muszę oszczędzać oczu, Grzegorzu: wzrok mi osłabł.
GRZEGORZ. Zawsze miałeś wzrok słaby.
WERLE. Nie tak, jak teraz; a prócz tego mogą zajść okoliczności tego rodzaju, że chciałbym zamieszkać w górach — przynajmniej na czas jakiś...
GRZEGORZ. Nigdybym tego nie pomyślał.
WERLE. Widzisz, Grzegorzu, dzieli nas wiele rzeczy, pomimo że jesteśmy ojcem i synem, i sądzę, że powinniśmy dojść do porozumienia.
GRZEGORZ. Pojmujesz dobrze, że porozumienie to byłoby tylko pozorne.
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/318
Wygląd
Ta strona została skorygowana.