Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
SCENA DRUGA.
CIŻ I PETRA (wchodzi z przyległego pokoju).

JOANNA. Wracasz już ze szkoły?
PETRA. Tak. Oddalono mnie.
JOANNA. Oddalono?
STOCKMANN. I ciebie także.
PETRA. Tak, pani Busch mnie oddaliła, a ja uważałam za stosowne, odejść w téj chwili.
STOCKMANN. Słusznie, moje dziecko.
JOANNA. Któż mógł przypuścić, że pani Busch jest tak złą?
PETRA. O mamo! pani Busch złą nie jest, widziałam wyraźnie, jak jéj to było przykro; ale sama mówiła, iż nie śmiała inaczéj uczynić.
STOCKMANN (uśmiechając się zaciera ręce). Nie śmiała inaczéj. To paradne.
JOANNA. Ach! tak, po szkaradnych wypadkach wczoraj wieczorem.
PETRA. To nie tylko to. Posłuchaj, ojcze.
STOCKMANN. Cóż?
PETRA. Pani Busch pokazała mi trzy listy, które otrzymała dziś rano.
STOCKMANN. Naturalnie, wszystkie trzy bezimienne.
PETRA. Tak.
STOCKMANN. Bo nie mają odwagi podpisać się, Joanno.
PETRA. W dwóch pisano, iż jakiś pan, który często bywał u nas, opowiadał wczoraj w klubie, że ja w wielu rzeczach jestem straszliwie wolnomyślną...
STOCKMANN. I temu pewno nie zaprzeczyłaś.
PETRA. Spodziewam się. Pani Busch sama jest dość wolnomyślną, skoro tylko jesteśmy na cztery oczy, ale gdy się to o mnie rozniosło, nie śmiała mnie zatrzymać.
JOANNA. I to opowiadał ktoś, co u nas bywał! Widzisz, Ottonie, co ci przyszło z twojéj gościnności.
STOCKMANN. W takich warunkach nie możemy żyć dłużéj. Joanno, pakuj jak możesz najprędzéj. Wyjeżdżajmy. Im prędzéj, tém lepiéj.
JOANNA. Cicho... zdaje mi się, że ktoś wszedł. Wyjrzyj-no, Petro.
PETRA (otwierając drzwi). Ach! to pan, panie kapitanie. Proszę.