Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

HAUSTAD. Tak jest; wówczas byliśmy zmuszeni broń złożyć. Zakład kąpielowy nie mógłby przyjść do skutku, gdyby nie utrzymał się zarząd miejski. Teraz jednak zakład istnieje i możémy się bez tych panów obejść.
STOCKMANN. Obejść się możemy. Przecież winniśmy im wielką wdzięczność.
HAUSTAD. Ta téż ich nie minie. Ale dziennikarz, należący, jak ja, do stronnictwa ludowego, nie może opuścić tak doskonałéj sposobności. Trzeba raz obalić wiarę w nieomylność rządzących. Ten przesąd, jak i każdy inny, powinien być wykorzeniony.
STOCKMANN. W tém zgadzam się z panem zupełnie. Jeśli to przesąd — precz z nim.
HAUSTAD. Nie chciałbym jednakże zbyt ostro dotykać burmistrza, bo jest on pańskim bratem. Z drugiéj strony, wiész pan dobrze, iż prawda nie znosi żadnych względów.
STOCKMANN. Naturalnie, to rozumié się samo przez się... przecież... przecież...
HAUSTAD. Nie miéj mi pan tego za złe; nie jestem ani samolubniejszym, ani ambitniejszym od innych.
STOCKMANN. Któż pana o to posądza?
HAUSTAD. Jak pan wié, pochodzę z ludu, i miałém sposobność przekonania się, że należy koniecznie obznajamiać wszystkich z kierownictwém interesów ogólnych. To jedno tylko rozwija zdolności i poczucie obowiązku.
STOCKMANN. Rozumiem to doskonale.
HAUSTAD. A przytém uważam, iż dziennikarz bierze na siebie ciężką odpowiedzialność, jeśli opuszcza szczęśliwą sposobność wstrząśnięcia temi masami maluczkich, uciśnionych. Wiem bardzo dobrze, iż w obozie wielkich będzie to piętnowane nazwą buntowniczych podburzań i t. p. Ale to mnie nie powstrzyma, skoro mam czyste sumienie.
STOCKMANN. Słusznie, słusznie, kochany Haustadzie; skoro tylko sumienie jest czyste... Jednakże... Pomimo to... nad tą rzeczą bardzo zastanowić się trzeba! (ktoś stuka). Proszę.


SCENA CZWARTA.
STOCKMANN, HAUSTAD; THOMSEN wchodzi z przedpokoju, ubrany skromnie, ale porządnie, w czarnym kolorze; ma biały krawat, rękawiczki i filcowy kapelusz w ręku.

THOMSEN (kłaniając się). Przepraszam pana doktora, że jestem tak śmiały...