Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

młode, żądne działania, i tacy są ci wszyscy, którzy tam tak dzielnie zajadają. Chciałbym, ażebyś bliżéj poznał tego Haustada.
BURMISTRZ. Haustad — ach! prawda, mówił mi, że w tych dniach znowu w jego piśmie ukaże się twój artykuł.
STOCKMANN. Mój?
BURMISTRZ. Tak, o kąpielach. Napisałeś go jeszcze w zimie.
STOCKMANN. Ach! ten... tak, tak... ale na teraz drukować go nie chcę.
BURMISTRZ. Nie? Ja przeciwnie sądzę, że teraz jest on właśnie na czasie.
STOCKMANN. Miałbyś słuszność w zwykłych okolicznościach. (chodzi po pokoju).
BURMISTRZ (przypatrując mu się). Jakież to być mogą okoliczności niezwykłe?
STOCKMANN (przystając). Nie mogę ci tego powiedziéć w téj chwili, Janie, ani téż dziś wieczór. Być może, wypadną okoliczności nadzwyczajne, a może téż wszystko zostanie po dawnému. Najprędzéj będzie to tylko wytwór wyobraźni.
BURMISTRZ. Cóż to za zagadki? Czy jest coś takiego, czego mi nie chcesz wyjawić? Zdaje mi się jednak, że jako dyrektor zakładu kąpielowego...
STOCKMANN. A ja znów sądzę, że jako... Nie, Janie... na cóż sobie mamy wzajemnie skakać do oczów?...
BURMISTRZ. Nie mam zwyczaju skakać ludziom do oczów, jak się dobitnie wyrażasz. Żądam jednak jaknajwyraźniéj, ażeby wykonywane były wszystkie rozporządzenia, tyczące się interesów zakładu. Nie mogę pozwolić na żadne krzywe drogi.
STOCKMANN. Alboż kiedy chodziłem krzywemi drogami?
BURMISTRZ. Masz w każdym razie wrodzony pociąg do chodzenia własną drogą, co w porządném zbiorowém działaniu jest niewłaściwém w zupełności. Jednostka musi się poddać ogółowi, czyli, mówiąc wyraźniéj, uchwałom, nad któremi z woli ogółu ma czuwać.
STOCKMANN. Być może, ale cóż mnie to obchodzi?
BURMISTRZ. Otóż zdaje mi się, kochany Ottonie, że tego nigdy nauczyć się nie możesz. Uważaj jednak, ażebyś tego nie pożałował wcześniéj lub późniéj. Ostrzegłém cię. Teraz bywaj zdrów.
STOCKMANN. Czyś oszalał? Jesteś na fałszywym tropie.
BURMISTRZ. Ja na fałszywym tropie? Na przyszłość nie będę sobie tego pozwalał, skoro ty... (kłania sie w stronę jadalnego pokoju). Adieu, pani bratowo. Wybaczcie, panowie. (wychodzi).