Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
AKT II.
Ten sam pokój. Krajobraz zadeszczony.

(Pastor Manders i pani Alving wchodzą z jadalnego pokoju).

PANI ALVING (jeszcze we drzwiach). Błogosławiony czas obiadowy, panie pastorze. (Zwrócona do jadalnego pokoju). Nie idziesz z nami, Oswaldzie?
OSWALD (z jadalni) Nie, dziękuję; pójdę się trochę przejść.
PANI ALVING. Idź, idź, deszcz ustał (zamyka drzwi do jadalni, idzie do drzwi przedpokoju i woła). Regino!
REGINA (z przedpokoju). Idę, proszę pani.
PANI ALVING. Idź do pralni i pomóż pleść wieńce.
REGINA. Zaraz, proszę pani.
PANI ALVING (upewniwszy się, że Regina wyszła, zamyka drzwi).
PASTOR MANDERS. On nas przecież słyszéć nie może.
PANI ALVING. Niepodobna, skoro drzwi są zamknięte. A potém miał się przejść.
PASTOR MANDERS. Jestem jeszcze jakby odurzony. Nie rozumiem nawet, jak mogłem coś przełknąć, przy tym błogosławionym obiedzie.
PANI ALVING (stara się zapanować nad swym niepokojem i przechadza się po pokoju). I ja tego nie rozumiem. Ale cóż tu robić?
PASTOR MANDERS. Tak, co tu robić? na uczciwość, nie umiem powiedziéć. W takich rzeczach jestem niedoświadczony zupełnie.
PANI ALVING. Jestem przekonaną, że przynajmniéj dotąd nie stało się jeszcze nieszczęście.
PASTOR MANDERS. Niechże Bóg broni. W każdym razie, jest to stosunek niewłaściwy.