Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dach sugeruje niedwuznaczne analogie między sobą i nieszczęsnym pucerem. N ad szyderstwem i drwiną (tak już dla nas oczywistymi i jednoznacznymi) został znów postawiony znak zapytania. Okazuje się, że zwiodła nas rodzajowość pucera. Ta rodzajowość tak jaskrawa, a nawet karykaturalna (wystarczyłoby zacytować jakikolwiek fragment jego zapisków) nie jest najważniejsza. Komentator nie wstydzi się tej rodzajowości, komentator nie ma nic przeciwko temu, żeby postawić znak równości między jego jakimiś klęskami a klęską tej tragikomicznej postaci tak duchowo i umysłowo upośledzonej. Pucer dzielił się swoimi myślami, nie podejrzewając, że są to myśli duchowego kaleki. Komentator gotów by odnaleźć siebie w tym kalectwie. Wtedy na zapiski pucera należałoby spojrzeć jak na tragiczny monolog Lacki’ego z „Czekając na Godota“. To tyle samo, co usłyszeć: „Z czego się śmiejecie? Sami z siebie się śmiejecie“. Komentator zmusza nas, żebyśmy się czuli zawstydzeni za swój odbiór zapisków pucera.
Przyznaję, że te~ opis, jak się czyta „Białe runo“, jest krytycznym unikiem. Nie widzę jednak innego wyjścia. Ta powieść zawiera bowiem o wiele więcej podstępów intelektualnych niż te, które zdołałem wskazać. Niektórych zresztą nie miałem ochoty wskazywać. I tak nie wyczerpałbym wszystkich. Przeczytajcie zresztą sami tę powieść arcyprzemyślną.

Leon Gomolicki: „Białe runo“, Łódź 1962, Wydawnictwo Łódzkie.