Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

płciowy, postny, zimny dom bez kobiet, bez ich spódnic, ich majteczek, ich staniczków, ich wód pachnących, bez tego całego słodkiego, kochanego ich światka!“ (str. 140). I dlatego Kapłan nie przyjmuje spóźnionych godności. „Dzisiaj, ojcze gminy, wiem, że wolałbym raczej śpiewać tłumkowi rozebranych czy półrozebranych, pulchnych i półpulchnych czy nawet nie pulchnych, jasnych i ciemnych moich dawnych dziewuszek. Raczej im, raczej mojemu wesołemu domkowi aniżeli twojemu. Raczej tamtym słodkim maleństwom aniżeli twoim rzezimieszkom na dole, którzy w portfelach chowają i tak zdjęcia gołych dziewuch o ostrych cyckach przebijających ich pękate portfele“ (str. 141). Kapłan woli być trywialny niż cyniczny, zdemoralizowany niż kłamliwy, woli bowiem być potrzebny niż niepotrzebny, woli prawdę niż nieprawdę.
Nie radzę tylko deklaracji Kapłana odczytywać zbyt dosłownie. Ktoś ze ścisłym umysłem osądziłby teraz Rudnickiego o rozpustę na tej samej podstawie, na jakiej posądzono go o narcyzm i kilka jeszcze grzechów głównych. Trzeba pamiętać, że aktu samookreślenia dokonuje Rudnicki w sferze faktów estetycznych. Już w wypadku „Niebieskich kartek“ nielojalnością było traktować prozę Rudnickiego jak prozę dyskursywną. W stosunku do nowych opowiadań taka metoda byłaby czystym szlaleństwem. Znaczenia wynikają tu z układów estetycznych zjawisk i rzeczy, a takie układy dokonują się według hierarchii wartości, nie według prawdopodobieństwa życiowych koincydencji. W opowiadaniach „Miód i sól“, „Wysokie niebo świąt“, „Zuzanna i starcy“ usiłowałem odczytać zasadę układów estetycznych, czyli wykryć skalę wartości. W skali tej mieściło się pewne zróżnicowanie