Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

duszy nieautentyczność sytuacji, w jakiej się znalazł. Najnowsza książka Rudnickiego „Krowa“ (1959) przeczy takiemu przypuszczeniu. Pisarz uznał konieczność pełnego samookreślenia albo raczej został sprowokowany do uznania takiej konieczności. W każdym razie z chaosu kartek wyłonił się zarys artystycznej syntezy.
Gdyby końcowe utwory książki Rudnickiego „Klucze“ i „Morze“ potraktować jako autokomentarz pisarza, należałoby w samej książce widzieć raczej zapowiedź niż dokonanie aktu samookreślenia. „Wszystkie Wielkie Klucze — deklaruje autor — dzierżyłem w ręku, ale nie wolno mi było wykonać najmniejszego ruchu! Tajemnica związana była z chwilą i miejscem i nie wolno mi było ich zmieniać. Tajemnica tkwiła na przecięciu snu i jawy, pomiędzy nocą a dniem, niebem a ziemią, lecz — zrozumiałem to — nie można jej było ściągnąć na ziemię“ (str. 199). Dokonanie byłoby więc „ściągnięciem na ziemię“ tajemnicy, którą się odkryło pomiędzy snem a jawą. Autor uznaje niemożliwość dokonania takiego „ściągnięcia“, a nawet nie widzi możliwości przekazu tych zawieszonych w półjawie wtajemniczeń. Co do mnie, traktowałbym książkę Rudnickiego jako próbę rekonstrukcji ex post treści owego niewyrażalnego wtajemniczenia. Wielkie Klucze były darem sennym, na jawie pozostało wspomnienie możliwości pootwierania tego, co zamknięte. Jeśli pisarz został skazany na rekonstrukcję treści półsennych objawień, krytykowi nie pozostaje nic innego, jak konfrontacja nowych elementów zaledwie przybliżonej prawdy z elementami już znanymi prawdy bardziej sprawdzalnego pochodzenia. Krytyk może w ten sposób wykryć zaledwie niektóre tropy nowych wtajemniczeń pisarza.
Jeden z tych tropów wydaje mi się szczególnie