Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rogaliki z masłem, a odbiorcy budującej sztuki nie stronią od wódki i rozpusty.
A przecież należałoby podejrzewać, że przynajmniej odrobina prawdy kryje się w starych jak świat twierdzeniach, że w artystycznym procesie twórczym i odbiorczym przeżyciu estetycznym mamy do czynienia z formą wyładowania energii psychicznej, ze zjawiskiem przezwyciężania stanów ducha poprzez rozeznanie się w nich, słowem ze surogatem realnych działań. Starożytni Grecy nie wzbraniali tragedii wzbudzania uczuć trwogi przed życiem i litości wobec człowieka, wiedzieli bowiem, że przerażenie losem jest tak czy inaczej nieodłączną treścią jego doświadczenia wewnętrznego, którą trzeba poznać i uzewnętrznić. Obrzydzenie do świata, lęk przed losem, bunt przeciwko życiu współistnieją w człowieku z zachwytem dla wszystkiego, co istnieje, z poczuciem siły, z pragnieniem trwania. Naiwnością chyba byłoby przypuszczać, że sytuacja człowieka uległa lub może kiedykolwiek ulec takiemu przeobrażeniu, by taka dwoistość treści duchowego doświadczenia człowieka mogła być zlikwidowana lub choćby złagodzona.
Grozę antycznego fatum rozumie człowiek współczesny w odmienny sposób, między poznaniem artystycznym a naukowym istnieje bowiem dialektyczny związek. Człowiek nauczył się bać bardziej siebie samego, własnych możliwości i własnych dzieł niż tajemniczych i niezawisłych od niego potęg, ale nie wpłynęło to w najmniejszym stopniu na jego trwałe poczucie zagrożenia, bezsilności i niewiedzy. W swoim rozwoju dziejowym sztuka podsuwa coraz to nowe rozpoznania tych stanów. Inaczej tłumaczyli je Sofokles i Ajschylos, inaczej Goethe, Byron i Mickiewicz, dzisiaj jeszcze inaczej widzą je Kafka, Faulkner