Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się wykazać rzeczywistą ludzką mądrością. Literatura nasza bywała często literaturą dla prostaczków. Dlatego bywała także literaturą drugorzędną. Dopóki stare fideizmy zastępowano fideizmami nowymi, nikt się przeciwko nim nie oburzał. Nawet ci, dla których ten fideizm nowy był z gruntu obcy, a nawet wrogi. Dzisiaj, gdy do masowego czytelnika zaczyna docierać literatura śmielsza, samodzielniejsza, uwolniona choćby w minimalnym zakresie od celebrowania wątpliwych świętości, fideiści starego i nowego autoramentu występują zgodnym frontem przeciwko wszystkim, którzy odważają się trzeźwo przyjrzeć ich świętościom. Pienią się czytające dewotki nie tylko spod zakrystii, protestują ci, których oduczono sztuki myślenia. Kult świętości niełatwo zastąpić szacunkiem dla człowieka, który ma chyba prawo myśleć i czuć to, co myśli i czuje. Przyzwyczajenie do wyklinania zastępuje trudną sztuką dyskutowania, którą posiąść można tylko wtedy, gdy się potrafi myśleć, gdy się ma szacunek dla własnego i cudzego człowieczeństwa. Maria Dąbrowska powtórzyła kiedyś za kimś uwagę niezwykłej trafności: „Dyskusję prowadzi się po to, aby każdy pozostał przy swoim mniemaniu.“ I jeśli jest to prawdą, a moim zdaniem nawet powinno, nie wynika stąd żadne nieszczęście. Człowiek powinien nauczyć się cenić własną i cudzą odrębność, na bezwzględne porozumienie stawiając tylko wtedy, gdy w grę wchodzi zabezpieczenie fizycznych warunków współistnienia. A i co do tego także myśli i uczucia mogą być całkiem różne, byleby czyny nie zagrażały niczyjej egzystencji. Nie trzeba ograniczać niczyjej wolności wtedy, gdy nie jest to konieczne. Tego wymaga racjonalizm, tego wymaga humanizm, tego wymaga zwykły rozsądek. Wtedy i sztuka będzie mogła być najwspanialszym wyrazem natury człowie-