Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

powieść Kuśniewicza byłaby nie do pomyślenia. Główny mistrz Kuśniewicza jest jednak mimo wszystko bardzo różny. Mistrz nie potrafi, a raczej nie chce być bezinteresowny. Mistrz chce demaskować i chce nauczać. Mistrz wierzy w posłannictwo tej prawdy, którą ma do obwieszczenia. W języku Kuśniewicza należałoby powiedzieć, że mistrz walczy o to, żeby człowiek współczesnego Koryntu sprostał świadomością swojej korynckiej sytuacji. Walka o świadomość korynckiej sytuacji wydaje się mistrzowi zadaniem tak trudnym, że aż wymagającym apostolstwa. Kuśniewicz zdaje się sądzić zupełnie inaczej. Jego zdaniem o taką świadomość nie potrzeba zabiegać, ponieważ ona jest człowiekowi niejako dana. Jest dana nawet komuś tak ograniczonemu z przyrodzenia i z lenistwa jak Gerda Richter, która we wszystkich swoich powieściowych wcieleniach wie akurat tyle, ile wymaga jej koryncka sytuacja. Ona jest za leniwa, żeby się nauczyć jednego słowa w obcym dla niej języku, a wie, choć tego, że wie, nie potrzebuje wyrażać nawet jednym słowem niemieckim czy ukraińskim. Jej wystarcza gest jej ciała, ponieważ tylko jej ciało jest korynckim jabłkiem drzewa wiadomości. Ci, co je pożywają, wiedzą także, choć nie o tym mówią, co wiedzą, lecz zupełnie o czym innym. Parobcy z Suchodołu i Biłochlebów obywali się bez słów, pan Kapilarz z wiedeńskiego hoteliku mówił o tym, jak ciężko musi pracować i jak jest chory, goście wiedeńskiego „Nachttrompetra“ śpiewali Lili-Marlene, a legion współtwórców filmu „Sonia w Hollywood“ mógł już mówić o wszystkim, czego dusza zapragnie, nie wyłączając spraw sztuki, moralności, wychowania i hinduskiej filozofii.
Nikt z nich nie cierpi na żadną niedojrzałość czy nieświadomość. Oni są dojrzali i świadomi, przejrzali