Strona:Helena Zborowska - W niewoli u Mahdiego czyli Bitwa pod Omdurmanem.pdf/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdybyśmy byli jeszcze we wsi Abdul-melika.
— Dlaczego?
— Czy nie słyszysz, sidi, rżenia koni i krzyku dromaderów?
— Słyszę. Jest to prawdopodobnie przechodząca karawana, która zatrzymała się na postój.
— Nie, sidi, karawany nie chodzą teraz tą drogą. Obawiam się, aby to nie był jakiś oddział derwiszów. Wejdę na to wzgórze i zobaczę.
— I ja z tobą. A może i pan, panie kapitanie, — rzekł Bonnet.
Kapitan w milczeniu skinął głową i wszyscy trzej wdrapali się na dość stromy pogórek. Ostrożnie, ukryci po za wystającymi głazami, wysunęli się jednak o tyle, że całą dolinę jednym spojrzeniem objąć mogli. Zaledwie jednak rzucili okiem w stronę Omdurmanu, gdy nagłym ruchem przerażenia w tył się cofnęli.
— Miałeś rację, Jussufie, — rzekł kapitan, — to armja derwiszów. Na mój rzut oka liczy ona 50 do 60 tysięcy ludzi.