Strona:Helena Mniszek - Verte T.2.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kazano oddać w ręce — rzekł chłopak.
Portjer klasnął w dłonie.
— Stanisław, prędko! na stację, zdążycie, pani dobrze zapłaci?
Windziarz chwycił koszyk, kartę i rzucił się do drzwi.
Elża siedziała w wagonie, gdy Stanisław wbiegł do przedziału.
Wręczył jej koszyk i kartkę z adresem napisanym ręką Artura.
Kwiaty od niego!
Gdy Elża rozwinęła koszyk, ujrzała pęk rosnących białych storczyków.
Zanurzyła twarz płonącą w wykwintnym kwieciu, całując subtelne kielichy z uczuciem okrutnego smutku i niezmiernej tęsknoty. Kilka łez ciężkich spadło na przeczysty welin storczyków, osiadając na nich srebrnemi kroplami.
— Arti! Arti! Arti! ukochany, jedyny, niezapomniany — szeptały jej usta.
Dusza jej cała, serce wrzące miłością, myśl tęsknota i pragnenie wyrywało się do tego, od którego... znowu uciekła.
W tych storczykach świetnych widziała jakby samego Artura. Oczami i sercem przywarła do nich.

VI.

Pogrążona w swoich myślach Elża usłyszała ruch w korytarzu. Nagle wszedł konduktor, wprowadzając do przedziału dwie panie. Elża, spojrzawszy, przeraziła się: były to panie Cielińska i Emilja Gozdecka. One natomiast okazały wielkie zdziwienie.
— Pani już wraca z Warszawy... tak prędko?
— Już wracam — odrzekła krótko.
— Czy wyprawa już się robi?
— Jeszcze się nie robi.
— Jesteśmy bardzo szczęśliwe, że wspólnie odbędziemy podróż na Wołyń — roztkliwiała się Gozdecka, obrzucając przytem przez face a main całą postać Gorskiej. Ciekawe oczy panny utkwiły wreszcie w koszu z kwiatami. Zdumienie i zawiść mignęły na jej twarzy.
— Ach, jakie piękne storczyki, czy to od narzeczonego?
— Cóż znowu! — zaprzeczyła Cielińska — przecie pan Tomasz na froncie. To pewno od tego, kto się w pani kocha — dodała z dyskretnym uśmiechem.
Elża milczała wzburzona.
— Przepraszam panią, ale to nie nowina. Wiedzą sąsiedzi, jak kto siedzi. To nawet śliczny gest te kwiaty, tylko zbyt cenny.
— A czy pan Tomasz nie zazdrosny — z kwaśnym grymasem spytała Emilja.
— Ach, Emilko, każdy mężczyzna jest zarozumiały i myśli,