Podczas gdy Artur zajęty był posiedzeniami w swoich kołach, Elża przez parę dni nie mogła się zdobyć na odwiedzenie swej rodziny; wstrzymywało ją dziwne uczucie lęku. Co tam usłyszy i jak ją przyjmą? U wujostwa Renardów mieli być oboje z mężem. Elża tymczasem odwiedzała instytucje, z któremi utrzymywała stały kontakt z Anglji. Bardzo czynną w jednej z nich była Renardowa.
Przed wizytą u wujostwa Elża chciała być na rannej mszy. Artur podwiózł ją samochodem do kościoła i pojechał na zebranie. Elża weszła do bocznej nawy, zdążając do wielkiego ołtarza, przy którym odprawiało się nabożeństwo. Już miała zboczyć na środek kościoła, gdy nagle tuż przed sobą spostrzegła Uniewicza. Stał odwrócony profilem, lecz na szelest kroków, zwrócił spojrzenie w jej stronę. Oczy ich spotkały się. Elża odruchem szczerości wiedziona, wyciągnęła do niego obie ręce z cichym okrzykiem, ale Uniewicz dał gwałtowny znak milczenia i, cofając się razem z Elżą w tył, wskazał jej brwiami najbliższą ławkę. W ławce zamodlona siedziała Urszula Burbina.
— Skąd pani tu, skąd pani?.. — spytał Uniewicz szybko, gdy znaleźli się ukryci za filarem.
— Przyjechałam z mężem. A pan i babcia?, czy i dziadek jest w Warszawie?
— Jest.
— Przyjechaliście wszyscy?
— Tu mieszkamy.
— Mieszkacie... a Warownia?
— Pani nie wie? Warownia już nie istnieje.
— Jezus Marja! Co się stało?..
— Spalona, zniszczona, zniesiona z powierzchni ziemi.
— Jezus, Marja! Boże, Boże! Wiedziałam, że na Wołyniu były dewastacje, ale nie przypuszczałam... Kiedy to się stało?
— W dwa miesiące po... wyjeździe pani. W marcu zeszłego roku.
— Któż dokonał tej zbrodni?
— Miejscowi chłopi.
— Chryste Panie!
— Cicho! pani Burbina usłyszy. Chodźmy dalej pod kruchtę.
— Panie, czy wszyscy ocaleli?
— My uciekliśmy cudem, ale sybirak, Krywejko, zabity, Stacho Domalewski, stary Piotr...
Łzy trysnęły z oczu Elży.
— Panie a... Tomek?
— Ocalał.
— Więc był w domu?
— Był chory, wywieźliśmy go. Teraz jest już znowu na froncie. Niech się pani uspokoi — rzekł, widząc zmianę na jej twarzy i bladość.
Strona:Helena Mniszek - Verte T.2.djvu/115
Wygląd
Ta strona została przepisana.