Strona:Helena Mniszek - Verte T.1.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ja Ciebie stamtąd wyrwę, chyba żebym nie żył. Zgłębiłem Twój istotny absolut psychiczny i jestem pewny, żeś moja; spokojnie przedtem czekałem, aż Twój kaprys milczenia i ucieczki odemnie w głąb Europy zamieni się w tęsknotę do mnie pod wpływem mojej woli. Popełniłaś nowy kaprys, lecz i ten złamię jak pierwszy, czego już dowodem — „Fatum“. Chcę, by myśli Twe należały do mnie realnie bez pośrednictwa literatury. Promieniu mój, błyśnij ku mnie jaśnią Twą, urokiem swej tęsknoty. I bądź szczerą, umiem czytać pomiędzy wierszami;: dowodem znowu „Fatum”:

Ręce Twe najdroższe całuję dwojako: mężczyzna — pochłania je żarem ust spragnionych, które łakną i tęsknią, człowiek — z niskiem pochyleniem głowy i przekonaniem, że całuje ręce człowieka-kobiety. Najgłębsze uwielbienie i cześć składam Ci do stóp.
Artur Dovencourt-Howe”.

Elża upadła twarzą na list i tak bez ruchu, bez znaku życia, jak martwa, przetrwała do świtu.
Rano pierwszą jej czynnością było wysłanie do panny Izabelli biletu z krótkim tekstem:

„Odpowiedzi nie będzie“.

Tegoż dnia odmówiła stanowczo prośbie Tomasza, aby jechać do Warowni. On pojechał wzburzony, ona została w Warszawie. Przebywając po całych dniach w bibljotekach publicznych i czytelniach, zapisała się na kursy, zatopiła w studjach literackich. Poza godzinami pracy widywano ją czasem na koncertach, na samotnych spacerach w Łazienkach lub Zachęcie Sztuk Pięknych. Rodzina dalsza, prócz pani Renardowej, mówiła o Elży, że wałęsa się bez celu i że się stroi w najpierwszych magazynach mód. Krytykowano ją surowo, szczególnie wszystkie kobiety. Ludzie obcy, znajomi Elży i mężczyźni byli względniejsi, bronili jej często, czym bardziej narażali ją wobec napadających kobiet.
Elża z wielu rzeczy nic sobie nie robiła, o innych nie wiedziała. Pewnego dnia spotkała się w zachęcie Sztuk Pięknych ze Zdzisławem Burbą, który, jako rekonwalescent po zadanej na placu boju ranie, przebywał w Warszawie, pod obcem nazwiskiem, pracując w konspiracyjnych grupach. Przywitał się z nią roześmiany z tajemniczą miną. Rzucał przytym czarnemi oczami na wszystkie strony, jakby jeszcze kogoś szukając. Elża to spostrzegła, rzekła wesoło:
— Masz tu widać, kogoś — ze swojej partji a może jakie rendez-vous z kobietą?... Powiedz szczerze, to się usunę.
Młodzieniec zaśmiał się serdecznie.
— Nie, to właśnie ja wpadłem tu, by przyłapać ciebie na randce.
— Doprawdy?... i z kimże to, jeśli łaska?...
— Czy ja wiem, rozmaicie mówią.
— Aż tak? Któż się mną tak mile interesuje?...