Przejdź do zawartości

Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pisać człowiek młody i bardzo energiczny. Pragnąłbym go poznać.
Dziewczyna roześmiała się.
— I ja chciałabym go poznać. Powiedziałabym mu dużo szczegółów, które pominął, on dużo zbadał i odkrył, ale jeszcze mnóstwo brudu i zła zostało w cieniu.
Po chwili student zaczął znowu czytać. Pan Jacek bał się, by go nie spostrzegli. Odszedł cicho w drugą stronę. Serce jego ożywił ciepły, radosny prąd. Ale wnet zrodziła się nieufne pytanie:
— Czyżby to istotny, twórczy zapał w duchu młodzieży poczęty, czy wybuchowy ogień egzaltacji?
A po chwili znowu:
— Czyżby moje słowa... budziły?..
Uczuł w sobie ogromne pragnienie tego i olbrzymi przypływ otuchy.
Na drugi dzień wiedziony ciekawością przyszedł znowu, na to samo miejsce i ujrzał czytających. Gromadka była większa, dwuch młodzieńców i dwie panny. Ten sam student czytał. Nagle przerwał i zwrócił się do drugiej pary młodych.
— Ktoś z was podobno zna autora. Czy to prawda?
Młoda panna odrzekła:
— Nie znam go osobiście, ale o nim słyszałam, podobno stary idjota.
— Jak to idjota! Jakże można o człowieku myśli.. w taki sposób!
— Ano, słyszałam, że przebywał długi czas w Tworkach, potem za jakieś tam winy był w ciupie, w ciężkich robotach, nawet słyszałam, że pije strasznie i ma delirjum tremens.