Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tyle ma idei, więc proszę o pomoc jego proszę... całą duszą proszę.
Hruda porwał jej ręce.
— Paniż ty moja serdeczna, księżno droga, a toż serce wyrwę z piersi do takiej pomocy. Pani miłościwa, już to jest wszystkiem, że chcesz coś robić, że pragniesz pracy. Proszę mówić swoje projekty, proszę, droga pani, słucham z rozkoszą.
— Kiedy ja sama jeszcze dobrze nie umiem ich wyrazić. Snuję sobie różne plany. Możeby przeznaczyć jaką sumę, dużą sumę na cel dobroczynny i posłać do Warszawy, a tam już będą wiedzieli, co z tem zrobić. Może ufundować jaką instytucję dla kraju, może jaką szkołę czy ochronę w dużym stylu, czy wreszcie szpital, bo ja wiem, ale coś muszę, muszę dokonać, bo ta myśl, że my nic dla ojczyzny... dziwnie mnie gnębi. Pragnęłabym, aby to było odrazu coś... wielkiego, coś niezwykłego, coś, coby zaimponowało i wynagrodziło dotychczasową naszą bezczynność. Jak profesor radzi?...
— Hm... ja ot... ot... jabym radził na razie zacząć od czegoś mniejszego, co nie jest głośną reklamą, a raczej istotnie czynem potrzebnym, koniecznym, co nie tyle zaimponuje przepychem, ile napełni duszę zadowoleniem, że coś dobrego się spełniło.
Profesor położył dłonie na swych kolanach i zamyślił się poważnie. Siwe jego źrenice miały w sobie rzewność, radością i szczęściem tryskały.
— Ja, profesorze, nie dla reklamy chciałabym jakąś donioślejszą robotę rozpocząć, ale sądzę, że wielki czyn zawsze znaczy więcej, niż mały.
— Ot... ot... księżno droga, z czynów małych powstają wielkie, a czasem najgłośniejszy czyn jest tylko eleganckim giestem, bez tej utylitarnej wartości, jaką miewa pozornie mała praca i skromna na oko, lecz w genezie swej idei wielka. Hm, księżna sięga daleko i wyniośle, a tuż, obok tyle... tyle jest do roboty, trzeba jeno umieć patrzeć,