Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

utylitarnego, prócz gustu w urządzaniu własnych rezydencji. Powtarzam, sumy tutejsze topnieją tam tylko na zabawę i użycie.
— Ćwiczysz nas ostrym batem, profesorze.
— Ja boleję nad faktem. Bo śpiżarnia bogata, ale szkoda, że się ją wyczerpuje dla obcych: głównie na zbytki.
Księżna zwiesiła głowę zamyślona; jechali długi czas w milczeniu.
— Ot już i moja chata, — rzekł pustelnik.
Ocknęła się księżna jak ze snu.
— A co! gromada czeka. Odważnyś, profesorze, że się zadajesz z takimi bêtes humaines.
— Myli się księżna pani, to są tylko ludzie, bez kulturyy, cywilizacji i bez pieniędzy.
— Nie umieliby ich nawet użyć. To dzicz.
— Ach... ot... ot... tak mówić, ani nawet myśleć nie wolno. Oni, biedacy, nie wiedzą, że pieniądze mogłyby; się stać dla nich stopniami, prowadzącemi do wyższych postulatów, jakich istnienia nawet nie przeczuwają. To smutne, to bolesne.
— Widzę, że profesor chciałby mnie do nich przekonać, ale to się już nie uda. Boję się styczności z nimi i niechcę ich znać.
— Nie trzeba się niczego zarzekać.
Księżna zatrzymała konie przed chatą. Zebrani chłopi poodkrywali głowy jak na komendę i pochylili nisko grzbiety. Na księżnę patrzyli z zabobonnym strachem, z pokorą, lecz obco, na pustelnika z zaufaniem i szczerością. Gdy wysiadł, okrążyli go ścisłem kołem, całowali w ramiona i łokcie, bo rąk nie dawał, mówili do niego miejscową gwarą, po małorusku, niektórzy po polsku; prośby, żale, pytania posypały się gęsto. O obecności księżnej zapomnieli zupełnie. Przeszła koło nich, zgarniając suknię, jak przed śmieciem, i, usiadłszy opodal, na ławce pod ścianą chaty, uważnie obserwowała całą scenę. Pustelnik słu-