Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
IV.

Zapadał szary zmrok. W buduarze księżnej Bożenny cicho było. i jakiś błąkał się smutek, jakby razem z szarą godziną wpełznął tu i zapanował. Księżna leżała na otomance zanurzona w poduszki i w białe futra niedźwiedzie, opływały ją jedwabie i koronki, ręce trzymała pod głową i oczy miała wlepione w inkrustowanym suficie. Twarz blada, cienie pod oczami i wyraz apatji w zastygłych jakby rysach charakteryzował dostatecznie jej stan duchowy. Była zniechęcona, niezdolna do żadnego czynu. Zmęczył ją bal duchowo i fizycznie, bardziej duchowo, gdyż tańczyła mało, umyślnie unikając zaproszeń. Raziła ją głośna muzyka, gwar i cała atmosfera balowa, tak zwykle przez nią lubiana. Coś nurtowało w duszy księżnej, jakieś nowe, nieznane dotąd budziły się nuty i melodją swą głuszyły huczne mazury i sentymentalne walce. Słyszała echa odległe, bardzo dawne, z mroków lat płynące, a w te mury pałacu jarowskiego wsiąkłe niegdyś i w ich tradycji zapleśniałe. Dziś pleśń ta opadała, echa wypełzały i rosnąc olbrzymiały dziwnie. Wraz z nimi występować niepokój i trapił. Nikły był jakiś, wątły, jak pierwszy motyl wiosenny, ale widoczny w swem śmiganiu dla przeczulonego wzroku, — odczuwany w duszy i sercu. Męką była dla księżnej ta noc roztańczonego pałacu i dzień następny. A oto wszystko skończone. Rozjechali się natu-