Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zerwała się z ławki.
— Dziękuję profesorowi za obiad, nasyciłam się aż nadto. Co tu tak pachnie?
— Czeremchy kwitną na brzegu lasu, chyba je tu ręka Boża nasiała, bo jest mnóstwo, toż tu przepaść kwiecia, macierzanka okadza moją chatę, mięta rośnie pomiędzy karczami...
— Chodźmy w bór, profesorze, zgoda?
— Ot tobie masz! ja ciągłe w borze siedzę. Pokażę księżnie osobliwość: węża pięknego, wiem, gdzie się chowa.
— Dziękuję za łaskę!
— Wszak oswojony i nie gryzący.
— Czy pan i w Himalajach i w Congo oswajał węże?...
— Pytonów, Boa, to nie, bo mógłbym się znaleźć w brzuszku którego z tych żarłaczy. Ale hodowałem pyszny okaz jaszczurki Gekona, jedyny gatunek, wydający głos; gdy ją trącić lub gdy kogo ujrzała w nocy, w dzień prawie niewidoma, wydobywał się z jej paszczki dźwięk, jakby pytający — tok... ktooo... szik... szik... hekko... Mój towarzysz, Hindus, brał to za czary i bał się jej, a przytem i mnie jak ognia. Drugą oswojoną przezemnie jaszczurką była Hetterja, bardzo rzadki gatunek, z brzusznemi żebrami, Najlepiej lubiła przebywać w moim rękawie, Śliczne zwierzątko. — Hodowałem również Marabuty, ale to obrzydliwe ptaszyska, zupełnie tutejszy,,czynownik”, skrzydła, jak poły fraka urzędowego wiszące, chudy, na długich nogach, z myszkującym nosem i dobrą torbą na „wziatki“.
— A papug pan nie miał?...
— Nie lubiłem! Ot, już tak! papugi i małpy zanadto przypominają ludzi, papugi z języka, a małpy z postaci i obyczajów. Raz w pustyni Congo, zabiłem goryla, tylko dla tego, że o mało nie rozszarpał mnie i — przewodnika. Miałem wrażenie straszne, że zabiłem człowieka. Był to piękny okaz, chciałem go wypchać i oddać do gabinetu