Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Skosztować jej niebezpiecznie, rozsmakować się w niej i bliźnich ją częstować, to już spokój przepadli Si vis vera loqui, disce pati. Sam cierpisz i komuś sprawiasz wątrobiano żółciowe zaburzenia. Najlepiej prawdę do torby i precz od ludzi! w las! tak, jak ja dawno już zrobiłem. W kazamatach, w lochach dziesiątego pawilonu odwykłem od ludzi. Ot... ot... już tak; natura człowieka uszlachetnia, a życie wśród ludzi upadla. Tu się oddycha szeroko, swobodnie, umysł nabiera mocy, serce uczucia, dusza jakoś potężnieje. Eh! tylko natura! to życie! tu dopiero szczerość i prawda mają swój rozkwit! Ot... ot... już tak!...
— Więc pan już zupełnie zwątpił, że są ludzie szczerzy?...
— Są, owszem, ale nie wielu ich, bo nie można wierzyć w każdą akcentowaną szczerość. Ja mam taką maksymę co do tego: Kto zbyt głośno szczerość własną reklamuje, ten najzręczniej bliźnich swoich okłamuje.
— Pan za ostro sądzi ludzi i jest zbyt wielkim pesymistą.
— Tylko praktykiem, badałem ludzi, miałem z nimi dużo do czynienia, toż ich i poznałem do gruntu. Rozróżniam odrazu wszystkie ich gatunki. Nawet ich nie sądzę surowo; nie mam do tego prawa i sam jestem ułomny. Jeden tylko rodzaj potępiam stanowczo.
— Już wiem, fałszywych. Czy tak?...
— Otóż właśnie, uśmiech na ustach a w sercu szyderstwo, gniew, zazdrość, zawiść i inne podobne gady, wszystkie pokryte uprzejmością zdawkową; gdybyż tylko uprzejmością, to gorzej, że pozorami przyjaźni, nawet serdeczności. To się nazywa wcale ładnie — dyplomacja, modna teraz bardzo i miękko brzmi, dużo elegancciej niż ordynarny fałsz — chociaż jest tem samem. Wolę otwartego wroga, niż ukrytego za takim słodkim parawanikiem bo ten łatwiej ugryzie, a jad ma bestja żrący, rana po nim ropieje.