powieki, na uśmiech niesłychanej błogości, osiadły na ustach i na zastygły w rysach stygmat wielkiego wzburzenia, podniety szaleńczej, radości i szczęścia, w jakiem wyzionął ducha. Zdawało się, że staruszek śpi i śni, iż otaczają go kolumny polskich bohaterów, że spoczywa na karabinach polskich żołnierzy.
— Ujrzał jeszcze Legjony, wyśnione przez siebie — szepnęła księżna i pierwsze, wielkie łzy spynęły z jej oczów.
Orszak zatrzymał się przed pałacem.
— Umieścimy zwłoki w zbrojowni — rzekła księżna do pustelnika.
— Dobrze... ot... ot... tam dla niego najwłaściwięj.
Gdy nosze wniesiono na wysoki ganek, nagle huknęły strzały karabinowe. To oddział artylerzystów dawał salwy na cześć zmarłego weterana.
Zapadał cichy jesienny wieczór.
Księżna krzątała się żywo, podniecona niezwykle, ale pełna energji, czynna. Przybyło jeszcze parę oddziałów Legjonów, przyjmowano ich gorąco ze szczerem uczuciem.
Pustelnik pomagał księżnie w jej gościnności i z daleka czuwał nad nią. Zrozumiał już wszystko. Widział powitanie komendanta z młodą kobietą w zbrojowni przy zwłokach Orzęckiego, bo dopiero wówczas nastąpiła prezentacja, narazie zaniechana samą siłą faktów. Jego nizkie pochylenie całej postaci, pocałunek jej ręki, a potem dumne, harde trochę wyprostowanie się i spojrzenie na nią z pod lekko zamrużonych rzęs; jej rumieniec i walka, by zachować konieczny takt w męce wyraźnej, uświadomiło wystarczająco profesora. Był on wzruszony postawą obojga, pełną szlachetności i powagi, przejęty sytuacją. Księżna panowała nad sobą mężnie, obowiązki pani domu spełniając z godnością i promiennym wdziękiem, cechował ją jednak niepokój i wzburzenie. W oczach jej świecił blask jakiś, rzucający snopy iskier a tragiczny, usta paliły
Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/147
Wygląd
Ta strona została przepisana.