Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ph!... moja droga, o ile byś się nawet stała nienormalną, to nie będziesz unikatem w naszej sferze, ale nie widzę, abyś była na tej drodze. Potworów zaś my nie piętnujemy z tej prostej przyczyny, że ich obecności nie dostrzegamy wśród nas; ale oni są, o-o... są! inne sfery w społeczeństwie widzą ich i stąd nieporozumienie.
— Jak stryj myśli, czy Kryst wybaczy mi z czasem, moje odstępstwo od jego zasad i poglądów?
— Hm... sądzę, że tak. Wejdź z nim w pewien kompromis, ty nie bądź zbyt krańcowa w swych inwencjach i w przeprowadzaniu takowych, a on, mając twoje ustępstwa, sam także będzie więcej tolerował, wreszcie przekona się do twej idei i już wspólnie pójdziecie jej szlakiem.
Księżna długo myślała, aż na jej gładkiem czole wystąpiła bruzda. Wreszcie rzekła głuchym głosem.
— A ja w to nie wierzę, stryju, Kryst w niczem, nigdy niema wytrwałości, więc i gniew jego minie, pozostanie szyderstwo, poczem i ono ustąpi miejsca zwykłej nudzie i obojętności na wszystko. Teraz jest zły, pojedzie w świat, zgra się w ruletę, zatęskni za mną, nie duchem, bo to też nie jego sfera — lecz... całkiem odmiennie i powróci do Jarowa. Będzie sarkał, kpił, ironizował, wreszcie ponieważ moje reformy nie pogorszą kuchni, nie zmniejszą wygód, Kryst przestanie je zauważać i zaśnie sobie po swojemu. Ze mną jednak razem nie pójdzie nigdy, bo ten szlak idei, jak stryj mówi, jest dla niego zbyt ambarasowny, on ruchu i czynu nie lubi, przytem on... na szlaku tym żadnego promyka nie dojrzy, bo mu żaden nie świeci. Dla mnie zaś...
Lekki brzask rumieńca błysnął na twarzy księżnej pod badawczym wyrokiem starego pana. Zatrzepotały rzęsy na spuszczonych powiekach młodej kobiety, niby skrzydełka ulatujących motyli, i niosły z sobą dalszy ciąg jej słów.