Strona:Helena Mniszek - Prawa ludzi.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Chryste!..-szeptali jedni po drugich, zanim dotknęły ich ciosy szabel i bagnetów.
Moskiewscy siepacze wywlekli z kryjówki kapłana, wydarli mu Przenajświętszy Sakrament i rozsypali sobie pod nogi. Księdza włóczyli przez cały kościół, po zakrwawionych ciałach trupów i rannych, znieważali go, bili, poczem dano komendę, aby kapłana związać.
W kościele działy się rzeczy przechodzące miarę ludzkich zbrodni i podłości. Żołnierze moskiewscy siekli szablami ołtarze, tłukli figury świętych, płonącemi świecami osmalali twarze starców i dzieci, znęcali się nad kobietami. Z chóru zwalili organy na konające i ranne gromady, z wieży pospadały dzwony, masakrując powiązanych. Rozbestwienie żołdactwa nie miało granic. Wściekli się i szerzyli zniszczenie, pianą swych okrucieństw bryzgali dokoła.
Piekło zapanowało w świątyni, piekło ją pochłonęło.
Rozpanoszyła się tu ohyda, rozigrał bezwstyd i potworność. Lecz nie był to jeszcze koniec zbrodni.Gdy wnętrze kościoła przedstawiało już tylko jedną ruinę, bezwładną kupę ciał zbroczonych krwią, posieczonych obrazów, porozbijanych organów, połamanych ławek, lichtarzy, świec, potrzaskanych i podartych chorągwi, tłuczonego szkła z lamp i okien, gdy już ściany jeno obnażone świeciły, wówczas... zagrały armaty.
Jęknęła ziemia z bólu i grozy.
Jęknęły mury nieszczęsnego kościoła, w który godziły łotrowskie pociski.
Jęknęli ludzie, którzy nie zdążyli jeszcze skonać, a powiązani byli jak bydlęta.
Jęknęło powietrze i niosło huk armat w dal, na łany Boże, na pola, niwy i bory, do ludzkich serc i uszów.