Strona:Helena Mniszek - Prawa ludzi.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Stary Janiuk wracał z wygnania do rodzinne] wioski. Kilka lat przebiedował strasznie na obcej ziemi, wśród wrogów, zwolniony nareszcie, szedł jak żebrak, walcząc resztkami sił. Gdyby nie szalona tęsknota do swego zagona i do chaty, pewno zmarłby gdzieś po drodze, lecz nadzieja ujrzenia swoich przemogła słabość ciała. I oto zbliżał się do tych drogich miejsc rodzinnych, już wstąpił na tę ziemię ojczystą, w którą tyle wsiąkło krwi i łez jego współbraci w czasach, gdy i on, zbatożony przez kozaków, chory od ran, zesłany został w odległe gubernie rosyjskie za to, że był przewodnikiem (prowodyrem) wsi i najoporniejszym do przyjęcia schyzmy. W owych ciężkich dniach niedoli po ziemi tej szedł jeden jęk, drzewa tu nie szumiały lecz wyły, wichry płakały a ziemia nasiąkała i nasiąkała krwią męczenników za wiarę.I nic nie wskórała przemoc brutalna, oporni nie poddali się, pozostali przy swej wierze, modląc się jeno za tych, którzy padli w jej obronie.
Ile ofiar, ile męki i jaka okrutna — myśli stary Janiuk, patrząc łzawemi oczami na znajome pola, zielenią runi dokoła rozciągnięte. Poznaje już działki gospodarskie, z radością je wita; z rozkoszą przygląda się bujnym oziminom, cieszy się jak dziecko, bezmiar uczucia ma w duszy i taką szaloną wdzięczność do Boga, że wszystkie męki pozwolił przetrwać i powrócił go szczęśliwie na własną ziemię, by tu złożył strudzone kości. Janiuk czuje, jak ten nadmiar szczęścia ’wzbudzony w jego piersi nie może się w niej zmieścić, tak jest potężny, rozsadza zda się serce.Oczy starca nabierają falą gorących łez, już nie łez