Strona:Helena Mniszek - Prawa ludzi.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w ciemnych rysach cudownego Oblicza, źrenice ich były pełne łez i pełne ognia wiary, że zwalczą wszelkie niedole, prześladowania i męki za ten jeden moment błogosławiony, zdobytego szczęścia.Słowa przysięgi jasno i wyraźnie płynęły z ich ust, widzieli przed sobą życie i nie lękali się iść śmiało w jego odmęty, czuli w sobie siłę i moc do trwania i przetrwania.Jak natchnieni odchodzili od ołtarza, hymny podniosłe rozśpiewały się w nich, świat w ich oczach w tej minucie nie posiadał cieni jeno szeroką, przejasną, złotą świecił zorzą.
Tegoż dnia wieczorem powracali koleją do dom u, spiesząc do dzieci, zostawionych tylko pod opieką zniedołężniałego i chorego Józefata. Cicho pożegnali się z pątnikami i we dwoje ruszyli na dworzec kolejowy. Ciemno już było, szli milcząc trzymając się za ręce. Nagle Teresia szepnęła:
— Romek... czegoś mi tak smutno.
— A czegóż, jedyna, toż już razem będziemy teraz, żonusiu ty moja umiłowana.Żeby nie ty, Tereśka, to i ja bytu się zmarnował w tej chorobie i dziad by może już nie żył. Ty jak nasz anioł byłaś i będziesz:
— Dałby Bóg, ale mi czegoś tak smutno, tak dziwnie, że i boję się znowu....
— Cyt... cyt dziewczyno moja. słyszysz moja, ty już, moja na wieki.
— Prawda Romek, ja twoja, ale czego taki smutek spadł i dokucza?
— Cichoj... cichoj...
Wsiadając do natłoczonego wagonu trzeciej klasy, Teresia zadrżała całem ciałem i chwyciła Romka za rękę z przerażeniem.
— Co ci to luba?
— Żandarm! ten sam co był u nas w jesieni.
— Przywidziało ci się!..