Strona:Helena Mniszek - Pluton i Persefona.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kać, czy też jeszcze śnić, śnić, tu w Hadesu otchłaniach... (żywiołowym ruchem rzuca się naprzód, do ucieczki, jest półprzytomna): Uciekać chcę!... puść mnie, puść! Jeszcze czas! Puść!...

(Pluton już wściekły, chwyta ją za ręce, zatrzymuje. Ona się w tył przegina, jakby usiłując się wyrwać).

PLUTON (zdławionym głosem).
Ani kroku dalej!... To mnie i ciebie obraża!...

(Zgina ją tak, że zniewolona żelaznym uściskiem jego ramion chwieje się i pada przed nim na kolana, głowę opiera poddańczo o kolana Plutona. Chwilę tak trwają, on pochylony nad nią. Wzrok jego groźny utkwiony w nią łagodnieje, rozjaśnia się. Nagle chwyta ją całą w ramiona, unosi lekko i rzuca na wezgłowie. Sam przyklęka na jedno kolano, obok jej głowy, bierze twarz jej w dłonie i długą chwilę patrzy w jej oczy. Ona pod siłą jego wzroku przymyka powieki, przebiegają ją dreszcze).

PLUTON (stanowczo, lecz miłośnie).
Nie próbuj oporu ze mną, to daremne! Ty mnie zwalczyć niechciej nigdy... słyszysz, nigdy! Ja tobą władam i władać będę! Lecz we władaniu jestem tyranem, a w posiadaniu despo-