Przejdź do zawartości

Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A na bierzmowanie bab zgadzam się zawsze. To dla was akurat.
Pan Wojciech ciągle się z kimś przekomarzał, jeśli nie z ludźmi to ze zwierzętami. Posiadał w domu całą menażerję, dominowały psy i koty, nie licząc imponującego państwa królików. Sypało się to po wszystkich kątach jak mrówki. Dworek miał tylko dwa pokoiki jako tako urządzone, pełne starych sztychów, portretów z doby napoleońskiej i drzeworytów przedstawiających bitwy całego świata. Tylko samego Napoleona nie było ani śladu. Pan Wojciech nie lubił go, nazywał wszechświatowym zbójem i na sam widok cesarskiego kapelusza i małej charakterystycznej postaci, zgrzytał zębami. Pomiędzy wizerunkami wojakowi i wojen, gęsto świeciły piękne główki kobiece, obnażone ramiona, grupy erotyczne. Na stolikach leżały stosy kart pocztowych, przeróżnej treści, bez ładu i składu. Wielkie, poniszczone księgi z ilustracjami swojskiemi i zagranicznemi. tworzyły w kątach piramidy. Książki naukowe, plany strategiczne spoczywały z większym szacunkiem w zamkniętej szafce. Beletrystyka i poezja na ozdobnej półeczce, nad którą widniał napis ostrzegający: „zawracanie głowy“.
Najpiękniejsze typy kobiece i najulubieńsi bohaterowie zdobili ścianę obok łóżka. W nogach łoża sypiał razem z panem kot ulubieniec, a na ziemi stara wyżlica, Odaliska. Zresztą niemal w każdym kącie sapał w nocy jakiś czworonóg: kot, pies lub lis, jeśli zdołał wymknąć się z izby nazywanej zoologiczną. W tej to izbie znajdowały się również ptaki, różnego gatunku, swobodnie chodzące i w klatkach. Był żóraw, bocian i czapla, były szpaki mówiące i mnóstwo szczygłów, sikorek, nawet papuga i parę kanarków. Zwierzęta i ptaki żyły z sobą w zgodzie najprzykładniejszej. Paszowski kochał swą menażerję i często wśród niej przesiadywał. Następne izby w dworku obrócono na rodzaj zbrojowni, szorowni, szatni i antykwarni, wszystkiego tam było pełno, stare zabytki, pamiątki różne, skrzętnie zbierane przez właściciela i mnóstwo gratów. Pomiędzy belkami pod sufitem zwieszały się moty lnu czesanego, a nawet połcie wędzonej słoniny i ogromne szynki. W tej graciarni sypiał chłopak do posług, zwany pachołkiem, lub wyrostkiem. On też był zarazem podczaszym, bo miał klucz od piwniczki, gdzie stały rzędy gąsiorków z miodem i omszałe butle z winem, różne starki, nalewki i likiery. Pan Wojciech szczycił się tem, że w dzisiejszych „mdłych“ czasach posiada najwięcej dawnego ducha, starych pamiątek, oraz najobfitszą piwnicę. Folwark mały, ale w doskonałej ziemi, jakie takie budynki, nędznawy inwentarz i ten dworek swój, pan Paszowski nazywał Tylemego i tu czuł się najszczęśliwszym. Na piersiach nosił miniaturę żony zmarłej przed kilkudziesięciu laty, którą — jak sam opowiadał — zamęczył swą niewiernoś-