— Ach tak! Więc gdyby ten fakt się nie spełnił, to już Worczyn dla nas zamknięty?
— Panno Mary, rozmawiajmy z sobą szczerze. Pani zna niechęć pana Korzyckiego do mego ojca. Otóż ci panowie nie lubią się wzajemnie, chcę być zupełnie otwartym, panie również z sobą nie sympatyzują, prócz młodzieży. Jakaż więc trudna rola moich rodziców? Po tyloletniem niebywaniu, teraz rozpocząć im pierwszym, to tak jakby się narzucali w interesie syna. Tembardziej, że wiedzą, iż pan Korzycki na moje zamiary spogląda krzywo.
— A pan Turski — spytała wyzvwająco.
— Ojciec! No, pani wie dobrze.
— Wiem, że mnie za synową nie pragnie. To... nie zachęcające.
Turski milczał. Nie miał już nic do powiedzenia, kłamać nie chciał.
W oczach panny Korzyckiej pokazały się łzy. Stała przed Marysiem ze spuszczoną głową cicha i zgnębiona. Palcami darła na kawałki jakąś gałązkę zerwaną z krzaku. Widok jej wzruszył go, rzekł przeto serdecznie:
— Panno Marylo, bądź moją. Nie uważajmy na nic i na nikogo. Wszystko się to zresztą ułoży, gdy powiesz — tak, Marylo...
— Ja niechęci względem siebie nie znoszę! — wybuchnęła.
— A ja czy mam zachętę? Pani myśli, że nie wiem, jak ojciec pani i Gutek są dla mnie usposobieni. O, może być pani pewną, że i ja przechodziłem ciężkie walki z sobą, z własną dumą i ambicją. Ale miłość dla pani przemogła wszystko. Wiem, że sięgam po równą sobie, bo Turscy to dobra i stara szlachta i ustępować przed nikim nie potrzebują. Nie mamy tytułów, ale ród nasz lepszym jest niż hrabiów Skórskich. Zaręczam pani.
— Skórski taki hrabia, jak ja księżna — skrzywiła się Maryla. W jego tytuły może wierzyć papo, Gutek i Alinka, ale nie ja.
— Więc widzi pani!
— Nie o to mi chodzi. Ze swoją rodziną, to już ja sobie poradzę. Ale...
— A o moją niech pani również będzie spokojną — rzekł poważnie.
Z domu doleciał podniesiony dyszkant Korzyckiego. Widocznie scena rodzinna nie była jeszcze skończoną. W bramę wjeżdżał wolant z Turowa, bo Maryś przedtem już kazał zaprzęgać.
W milczeniu uścisnęli sobie ręce. Maryla szepnęła.
— Taka jestem strasznie zdenerwowana.
Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/56
Wygląd
Ta strona została przepisana.