Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Maryla zmieszała się.
— Hop! Hop! — zawołały liczne głosy bardzo blisko i z za brzóz wyszło kilka osób.
— Szukamy Państwa! Proszę na kurczęta — wołano zewsząd.
Na polance stary Turski przywołał do siebie syna.
— Marysiu zastanów się! cóż ty ciągle z tą Korzycką?...
— Papo, zastanów się! Jestem przecie kawalerem, a ona panną — odpowiedział Maryś naśladując patos ojca.
— Nie żartuj! Wiesz jaką opinję ma Korzycki i że to parwenjusz. Całkiem nie odpowiednia dla ciebie. Nie nasza sfera.
Maryś wyrwał się szybko, i mijając muzykę krzyknął:
— Hej chłopcy! Mazura takiego od ucha!
Poczem porwał Marylę za rękę i zawołał na całą polanę.
— Wszystkie pary! Panie Denhoff, my wodzireje. Zaczynamy!
Huczny mazur rozbrzmiał po lesie, echo niosło go w dal. Z szumem zerwały się pary jedna za drugą. W głębi lasu wrzeszczała wystraszona sójka. Maryś z różową Marylą wiedli łańcuch. Nawet Paszowski tańczył z Kulą Zborską, Denhoff z Dorcią. Wichrem przelecieli kilkarazy polanę wzdłuż i wszerz, Poczem na komendę Marysia, wszyscy rzucili się do zastawionych półmisków na obrusach i na trawie. Pan Korzycki lisim ruchem przysunął się do córki.
— Moja Mary, nie spodziewałem się nigdy, że się tak dasz opętać Turskiemu. Do czego to podobne? Zamożny szlachcic, ale nic nadto. Powinnaś pomyśleć o Denhoffie, on dopiero dla ciebie odpowiedni.
— Denhoff także nie jest magnatem — odrzekła Maryla wydymając usta.
— Ale może nim być! Zresztą bardzo bogaty i nosi nazwisko nie pospolitego zagonowca. A cóż Turski? Pamiętaj, że to nie nasza sfera.
Maryla wzruszyła ramionami i odeszła. Za chwilę siedząc obok Marysia, trącała się z nim kieliszkiem wina.
Turski spuścił oczy.
— Ten chłopak nie umie zachowywać moich tradycji — myślał z goryczą.
— Ta Maryla niema ambicji, szlachta ją ciągnie. Taka sobie zwyczajna szlachta — desperował Korzycki.
Gdy wieczór zapadł, jedni chcieli odjeżdżać, drugich nęcił księżyc i cudna noc gwiaździsta, więc glosowali za pozostaniem. Większość głosów przemogła i towarzystwo rozeszło się po lesie gęstym, bogato podszytym, teraz jeszcze jakby osrebrzonym. Muzyka, na rozkaz Denhoffa grała ciche melodje, przeważnie