Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Niech pan wierzy, nie zmienię się nigdy.
Denhoff wziął jej rękę w swoją dłoń.
— Czy nigdy, droga pani, nigdy? Nawet jeśliby ludzie z tego, jeśliby posądzali panią o wyjątkową słabość dla mnie. Czy i wtedy?
Irena nie spuściła wzroku, patrząc śmiało i serdecznie w jego pytające oczy.
— Zawsze panie Ryszardzie, zawsze ma pan we mnie przyjaciółkę. Pod wpływem ludzkiej złośliwości nigdy się nie zmienię, ale... może chwilowo zamilknę, z innych powodów; pan wie, ja tak bywam teraz zajętą i roztargnioną. Co zaś do plotek, pan myśli, że one mnie już nie ścigały?
Denhoff pocałował ją w rękę.
— Wiem, są ludzie, którzy chcieli zrobić panią złą, próżną, pustą, ach! interesowali się panią niesłychanie, obmawiając przytem ile się dało. Kto by pani nieznał, mógłby mieć o niej wyobrażenie wcale nieszczególne.
— Nazywano mnie pewnie dziwaczką, emancypantką, kokietką, nawet histeryczką, bliską obłędu, albo już w obłędzie.
— Skąd pani wie o tem?
— Wiem, bo znam świat i posiadam trochę sprytu, ale mnie to nic nie obchodzi.
— To słusznie, zresztą kto panią obgadywał? Taki Kocio; bo miał w tem swoje powody, zemstę za pannę Ziulę, tak jakby pani była przyczyną jego odprawy. Tulicka, bo ona nikomu nie daruje. Perzyński, bo jego drażniło to, że pani nie oczarował swą maślaną urodą, przytem, jako człowiek małego ducha, nie mógł strawić powodzenia pani w malarstwie i tego, że krytyki przyznały pani talent.
— No, może i za to, że nietylko mnie, ale nikogo z nas nie czarował, w Worczynie był nielubiany, nie miał popularności w całej okolicy, ostatnim zaś postępkiem, parcelacją Chodzynia, stracił kredyt do reszty i wywędrował w świat, szukać lepszych ludzi, gdyż tu go nie zrozumiano.
— Opinja takich osobników nie mogła zbytnio zaszkodzić pani — kontynuował Ryszard. — Niema się czem przejmować. Gdyby pani była starą, i brzydką, żadne plotki jużby nie kursowały, ponieważ zaś ludzie zajmują się panią bardzo gorliwie, zatem nie widzę powodu do zmartwień.
— Ładnie mnie pan pociesza — śmiała się Ira.
— Więc między nami sojusz i przyjaźń, czy tak?
— Niech pan będzie pewny tego.
Uścisnął jej dłoń gorąco.
— Proszę pani, jeszcze słówko... Czy to prawda, że pan Turski wyrażał radość przed Rosoławskim z powodu mego upadku i, że się cieszył z jego instalacji w Wodzewie?