Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

watelsku? Czy to polak? To wielkie nic, nawet gorzej, to człowiek szkodliwy dla kraju. Ha! może się jeszcze zawstydzi, upamięta i nie zrobi tego. Denhoff? Najlepszy chłopak z gruntu, ale wiatr. On majątku nie rozparceluje, lecz mu go sprzedadzą, albo zlicytują i to już prędko.
— Niech pan tak czarno na obywatelstwo nasze nie patrzy, są jeszcze starzy, są nowe nadzieje, exemplum syn pański, panie mój! — zawołał Paszowski.
Turski machnął ręką.
— Ożeniony z Korzycką, to nie rekomendacja, zaćmiewa nieco przyszłe nadzieje. Ja wierzę w dziedziczność i dręczą mnie obawy, by kiedyś syn Marysia, a mój wnuk nie przypominał ojca, lub też starszego brata Maryli.
— O! do wszystkich aniołów niebieskich i ziemskich, nie daj Boże, ale to będzie zuch, my go tu sami wychowamy.
Turski nie zniósł obelgi rzuconej na Brewicza. Zawołał do siebie Szczepańskiego i zaczął mu tłumaczyć bezzasadność potwornej plotki. Chłop bardzo prędko dał się przekonać.
— Ja tak i myślał panie dziedzicu, że to ino złość. Gdzieżby taki pan, jak dziedzic z Woli-Wierzchlejskiej miał być podejrzanym. To zacny pan! On dla prostego narodu jest sprawiedliwy i rozumny, i dobry polak. On dla nas wypisuje gazety polskie, takie różne zagranicne, co to dziedzic wie. O, on je hojny i politycny pan.
— Jednakże usłuchaliście co mówił Korzycki — rzekł Turski z goryczą. — Gdybyście nie uwierzyli, pan Brewicz byłby wybrany. Teraz już lista wyborców poszła do gubernji — bez niego.
— Abo to panie dziedzicu raz się głupstwo zrobi przez ludzkie gadanie? Ale żeby pan z Zapędów taki był, no, no! To nie po pańsku.
Przez twarz Turskiego przeleciał rumieniec.