Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A to panie, ładny epitet dostał! Ha, ha! To hrabia go nie lubi widocznie. Hę?!
— Eee... pahdon, pahdon. Ja go nie ciehpię i Mahyla też. Ona kocha pana Mahjana, pahole d’honneuh, Ma foi!
— Więc pocóż się zaręczyła?
— Eee... te... te, to jakaś inthyga, może tej samej madame Amy? Ja hęczę, że to inthyga.
— A cóż mówi pan Korzycki.
— Phagnie Poszyngieha jak zbawienia, tam się skandale... e... ee... te... odphawiają, stahy chce phędkiego ślubu z bahonem, ale Mahyla i ja ociągamy.
— I hrabia również?
— Eee! He!...
— Czy i hrabia sprzyja Marjanowi?
— Eee... te... te natuhalnie! To bahdzo miły i dobhy młodzieniec, dom zacny, hodzina sympatyczna. Tylko tehaz ta Ama, ee... te... te intehmezzo bahdzo nie thafne. Mahy o tem wie.
— Więc, do wszystkich aniołów niebieskich i ziemskich, proszę, niech hrabia powie szwagierce jak sprawa stoi.
— E... bien, bien, a pan panu Mahjanowi to samo. Adieu!
Podali sobie ręce i hrabia kołyszącym się truchcikiem pośpieszył za Korzyckimi, którzy już opuszczali wystawę.
— Jednakże Skórski, panie mój, może prawdę rzekł o intrydze tej obskurnej Amy — myślał pan Wojciech... Jak się trafi taka, to na wszystko gotowa, byle złapać dla siebie upatrzonego chłopca.
Paszowski schodził ze schodów, nucąc półgłosem kuplet z pięknej Heleny.
„ Evohe! Jak te boginie na sposoby biorą się...