Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Staremu panu dymiło z czupryny, trzęsły się nogi, ale nie ustąpił i wychylał co raz nowe kielichy. Wznosił toasty bardzo ekscentryczne, na które odpowiadano wybuchami cynizmu. Dowcipy Paszowskiego i Gucia dominowały. Leśniewski taczał się ze śmiechu, tylko biedny Teoś z miną, jak półtora nieszczęścia, stał przytulony w kącie, patrząc ze zgrozą na to, co się dzieje. Pierwszy raz widział taką bachanalję, myślał, że wszyscy dostali pomieszania zmysłów. Najprędzej oprzytomniał Turski, potem Denhoff. Popatrzyli na siebie trochę błędnie, wstręt osiadł im na twarzach, wzdrygnęli się jak przed obrzydliwością, lecz nie potrafili usunąć jej. Porwał ich ogólny, bachiczny szał.
Do rana trwały tańce i pijatyka.