Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gustaw zaśmiał się cyniczne.
— Nie, bez żartów, jadę na wilję do tej starej purchawki, panny Balbiny Tulickiej.
Winszuję! Przyjmie pana stuletnim majonezem, ale popić da miesięcznym cienkuszem, niby to senatorskiego miodu, bo taka tam proporcja w potrawach. Życzymy, aby się pan nie udławił struclą, z przeszłorocznych świąt, lub....
Lecz Denhoff przerwał Paszowskiemu.
— Ależ widzę po minie pana Gustawa, że jedzie na świeżutką sardynkę w Okorowie, przy której wszelkie archaiczne smakołyki Tulickiej idą w kąt.
Zniecierpliwiony Maryś, kazał jechać stangretowi dalej, Gustaw zawołał jeszcze.
— Nie zatrzymuję, bo już o tej porze wszyscy porządni ludzie siadają do stołu, na sianie, ha, ha! Ja się wywinąłem z tego szablonu i umykam.
— I będę spożywał rybkę na surowo, także... na sianie, zatem powodzenia — wołał już za nim. Paszowski, do towarzyszów zaś rzekł:
To, panie mój, ananas, z pod ciemnej gwiazdy. Dopust Boży mieć takiego synala..
— Psecie tato, znalazł kogoś gorlsego niz ja — ucieszył się Teoś.
— A już wolę ciebie, do wszystkich aniołów niebieskich i ziemskich, boś niezbyt mądry, ale spokojny.
— Tyz nie barldzo wielki komplement.
W Worczynie panowie tylko się przebrali i zaraz nastąpiła wieczerza. W domu państwa Turskich wszelkie uroczystości odbywano bardzo patryjarchalnie. Więc i teraz rodzice Marysia łamali się opłatkiem, naprzód ze wszystkimi przy stole, potem w garderobie ze służbą. Całując syna, pan Turski rzekł.
— Bądź szczęśliwy, ale pamiętaj, że jesteś jedynakiem spadkobiercą Turskich i ich tradycji.
Marjan odrzekł ze smutnym uśmiechem.
— Trudne zadanie, ojcze, pogodzić moje szczęście... z twoją wolą.
— Z tra...dy...cją, powtarzam.
— To martwe słowo i... źle obecnie zastosowane. Ty ojcze nadajesz mu ważność i wysuwasz na pierwszy plan dla osiągnięcia celu. Tradycja? Ach ona tu nie odgrywa roli, tu tylko ojcze twój...
— No, dosyć Marysiu, nie mówmy o tem.
Zasiedli do stołu. Zaczęły się opowiadania myśliwskie, w których Paszowski najgłośniej krzyczał i najbezczelniej kłamał. Zaczął opowiadać o spotkaniu Maryli, lecz Maryś powstrzymał go jednem spojrzeniem.